Tak jest. Czasem mnie tak wkurzy, że mam ochotę przyłożyć jej klapsa w tyłek, żeby wiedziała, że przegina.
Jak osiemdziesiąty ósmy raz mówię do niej, żeby czegoś nie robiła, a ona osiemdziesiąty dziewiąty raz to robi. Albo zmęczona jest. Ziewa, oczy trze, przez ręce się przelewa. Kiedy ją włożę do łóżeczka i powiem "kolorowych snów" to jakby zastrzyk energii dostała. Śpiewać jej się zachciewa, skakać w łóżku zaczyna, tańczy. Więc staję na rzęsach, prośbą i groźbą ją chcę ululać, a ta dalej nic. 15 minut, pół godziny, z rzadka dłużej. Zasypia i zasnąć nie może, a mnie szlag trafia. Myślę sobie, że jakby tak w dupę dostała to jej się zabaw odechce. Płakać zacznie, to ją położę i wtedy z tego płaczu zaśnie...
Albo jak próbuję mieszkanie ogarnąć i w kuchni coś robię, sprzątam, gotuję, cokolwiek, nieważne. A ona idzie znów do tej miski psa i wywraca ją, wodę rozlewa, karmę do buzi pcha, bułkę w tej wodzie macza, a potem wyciera swoją świeżą koszulką z szafy wyciągniętą to, co narozlewała. To przecież wtedy się we mnie gotuje, wrze wszystko w środku. Jakbym jej tak dała w dupę to by nie podeszła więcej. Bałaby się.
Albo jak próbuję mieszkanie ogarnąć i w kuchni coś robię, sprzątam, gotuję, cokolwiek, nieważne. A ona idzie znów do tej miski psa i wywraca ją, wodę rozlewa, karmę do buzi pcha, bułkę w tej wodzie macza, a potem wyciera swoją świeżą koszulką z szafy wyciągniętą to, co narozlewała. To przecież wtedy się we mnie gotuje, wrze wszystko w środku. Jakbym jej tak dała w dupę to by nie podeszła więcej. Bałaby się.
Strach. Słowo klucz.
Czy ja chcę, żeby ona się bała... mnie? Nie chcę. Chcę, żeby mi ufała. Czy można ufać i bać się jednocześnie?
Dlaczego moje dziecko nie dostało w życiu klapsa?
Bo jestem człowiekiem, a nie zwierzęciem. Myślę, analizuję. Mam hamulce. Potrafię nad sobą zapanować. Czasem wkurzy mnie urzędniczka, baba w sklepie, cham na ulicy. Kiedy widzę jak ktoś śmieci na drodze to mi się nóż w kieszeni otwiera. Ale tego noża nie wyciągam!
Zastanów się, dlaczego nie bijesz obcych ludzi, którzy Cię wkurzają. Bo nie wiesz jak uderzona przez Ciebie osoba by zareagowała? Być może by Ci oddała! A może boisz się konsekwencji w postaci sprawy w sądzie? Najprawdopodobniej nawet nie bierzesz pod uwagę takiej opcji, w której możesz kogoś uderzyć, bo przecież LUDZI SIĘ NIE BIJE.
Dlaczego więc nie masz oporów podnieść ręki na swoje dziecko? Bo jest bezbronne? Nie odda, nie naskarży? Dzieciom bliżej do ryb zatem niż do ludzi (bo ludzi się nie bije), bo przecież te również głosu nie mają. Nikt specjalnie się nie oburzy widząc jak sprzedajesz klapsa swojemu dziecku. Jakbyś jednak spoliczkowała tego babsztyla, co stoi za Tobą w kolejce do mięsa to by się zaraz lament podniósł, bo przecież... ludzi się nie bije (?).
Mnie też czasem poniesie.
Nie, nie jestem idealna. W sytuacjach wielkiego zdenerwowania potrafię krzyknąć, czy nawet wydrzeć się na dziecko, doprowadzając je tym do płaczu, również wywołując strach. Sekundę później mam wyrzuty sumienia i jest mi potwornie przykro i głupio. Bo mnie poniosło, choć nie było potrzeby. Jestem dorosła, a czasem na prawdę ciężko mi opanować nerwy. To jest zawsze moja porażka.
Bezstresowe wychowanie.
A co to, kuźwa, takiego? Ja nie znam, nie wiem czy istnieje. Czy bezstresowe wychowanie to pozwalanie na wszystko? Dziecko wchodzi rodzicowi na głowę i po niej skacze? Bije rodzica i pluje mu w twarz - to jest bezstresowe wychowanie? Mam wrażenie, że ten termin jest właśnie tak postrzegany, a dla mnie to jest raczej totalny brak wychowania i posiadanie dziecka w czterech literach.
Z drugiej strony: czy ktoś na prawdę sądzi, że kaps jest lekarstwem na takie wybryki? Serio? Że jak dziecko na mnie napluje to klaps sprawi, że już nigdy tego nie zrobi? Nie sądzę... A co wtedy, gdy sytuacja się powtórzy? Mam uderzyć mocniej? Mam uderzyć czymś innym niż dłonią? A może mam ją zacisnąć w pięść? W którym momencie ta kara zadziała? Wtedy, gdy dziecko widząc naszą złość zacznie uciekać?
Z drugiej strony: czy ktoś na prawdę sądzi, że kaps jest lekarstwem na takie wybryki? Serio? Że jak dziecko na mnie napluje to klaps sprawi, że już nigdy tego nie zrobi? Nie sądzę... A co wtedy, gdy sytuacja się powtórzy? Mam uderzyć mocniej? Mam uderzyć czymś innym niż dłonią? A może mam ją zacisnąć w pięść? W którym momencie ta kara zadziała? Wtedy, gdy dziecko widząc naszą złość zacznie uciekać?
Dostałam w życiu parę razy w dupę.
I też nie uważam, że byłam bita i nawet nie mam jakiegoś żalu do rodziców, zresztą jak mówię: to było dosłownie kilka razy. Dzisiaj tylko zastanawiam się, czy to było potrzebne? Nic, a nic, ponieważ zanim dostałam w tyłek żałowałam tego, co zrobiłam. Wiedziałam, że zrobiłam źle, wiedziałam, że nabroiłam i zachowałam się głupio. Widziałam rozczarowanie i złość rodziców. Żałowałam. Żałowałam, że ich zawiodłam. Klapsa równie dobrze mogłoby nie być.
Klaps jest wynikiem bezsilności rodzica.
Być może klaps sprawi, że dziecko będzie posłuszniejsze. Być może będzie grzeczniejsze. Wprowadzi ład i porządek do mieszkania, pomoże zachować hierarchię i sprawi, że dziecko pozna raz na zawsze swoje miejsce w szeregu. Dla mnie jednak dom to nie poligon wojskowy, ja nie jestem generałem, a moje dzieci nie muszą muszą stawać przede mną na baczność. Nie wierzę w wychowawczą moc klapsa. Wierzę w szacunek, siłę rozmowy i konsekwentne tłumaczenie tego, dlaczego nie wolno.
Klaps to nie metoda wychowawcza, tylko okazanie słabości. To dowód na to, że nie potrafimy sobie poradzić ze swoimi nerwami. Im bardziej się tego trzymam i im więcej się nad tym zastanawiam, tym tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że można dziecko pięknie wychować bez klapsa. Wierzę głęboko, że Miłka jest taką wspaniałą dziewczynką między innymi dlatego, że szukam innych rozwiązań dla klapsa. Coraz rzadziej myślę o tym, żeby dać dziecku w tyłek, natomiast ujście dla moich nerwów znajduję na przykład w ćwiczeniach fizycznych.
Bardzo proszę nie próbuj mnie przekonać, że się mylę - to na nic. Natomiast jeśli się ze mną zgadzasz - udostępnij! Być może tym postem wybijemy komuś klapsy z głowy... ;)
Klaps to nie metoda wychowawcza, tylko okazanie słabości. To dowód na to, że nie potrafimy sobie poradzić ze swoimi nerwami. Im bardziej się tego trzymam i im więcej się nad tym zastanawiam, tym tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że można dziecko pięknie wychować bez klapsa. Wierzę głęboko, że Miłka jest taką wspaniałą dziewczynką między innymi dlatego, że szukam innych rozwiązań dla klapsa. Coraz rzadziej myślę o tym, żeby dać dziecku w tyłek, natomiast ujście dla moich nerwów znajduję na przykład w ćwiczeniach fizycznych.
Bardzo proszę nie próbuj mnie przekonać, że się mylę - to na nic. Natomiast jeśli się ze mną zgadzasz - udostępnij! Być może tym postem wybijemy komuś klapsy z głowy... ;)
Świetny tekst, myśle tak samo. Klaps to wyraz przegranej rodzica.
OdpowiedzUsuńsuper napisane, ja również zastanawiam się dlaczego dzieci traktowane są jak gorszy gatunek człowieka, i że dorośli zachowują się agresywnie w stosunku do dzieci, kiedy nie zrobiliby czegoś podobnego w sytuacji z innym dorosłym
OdpowiedzUsuńklaps to, tak jak piszesz wyraz bezsilności rodzica, braku innych argumentów szkoda, że nadal przez wielu uważana jest za skuteczną metodę wychowawczą
Dokladnie.
UsuńA ja patrząc na ludzi uważam, że są gorsi od zwierząt. Dlaczego? Już mówię. Człowiek to istota rozumna, a robi bez powodu krzywdę stworzeniu ze swojego stada. Zasatanwiacie się dlaczego zabijają ludzi, jaki mają w tym cel. Zwierzę zabija dla przeżycia, łańcuch pokarmowy musi istnieć. Człowiek bez potrzeby krzywdzi drugą osobę bez względu czy to dorosły czy dziecko
OdpowiedzUsuń