Piątkowe przedpołudnie spędziłyśmy z koleżanką Miłki, starszą od niej o dokładnie 1,5 roku. Julka już nie jest takim oszołomem jak moja pociecha: potrafi myśleć logicznie, można jej przemówić do rozsądku, rozumie o wiele więcej i generalnie jest grzeczna.
W każdym razie chcę powiedzieć, że czas, który spędziłyśmy w trójkę był przyjemny i nie polegał na ciągłej gonitwie za dziećmi. Poszłyśmy razem na plac zabaw niedaleko domu, dziewczyny biegały po domku, zjeżdżały na ślizgawkach, śmiały się, śpiewały "Panie Janie", od czasu do czasu zapiszczały z radości. Miło było na to wszystko patrzeć. Ja tylko pilnowałam, żeby żadna nie spadła z domku, bo był dość wysoki.
Nagle usłyszałam, że ktoś się drze. Najpierw nie widziałam kto i skąd, ale okazało się, że jakaś kobieta krzyczy z balkonu. Do mnie krzyczy! O, tak:
- A TO SIĘ MUSZĄ TAK DRZEĆ?!?!?! DLA NIEKTÓRYCH TO JESZCZE RANO JEST, CISZA MA BYĆ!!!
Była godzina 9:00. Stanęłam jak słup soli wpatrzona w ten balkon i zdaje się, że szczęka mi lekko opadła, bo zaniemówiłam. Całe moje szczęście, że zaniemówiłam! To, co mi przyszło w pierwszej chwili do głowy w odpowiedzi, raczej by się nie nadawało dla dziecięcych uszu.
Generalnie to babsko wydarło się zdecydowanie głośniej od moich dzieci, a moje dzieci nie darły się non stop i raczej nie były głośniejsze niż ta kosiarka niedaleko. Oczywiście postanowiłam dzieci nie upominać. Dlaczego to takie oczywiste?
Uważam, że dzieci powinny mieć przestrzeń do wyładowania swoich przeogromnych pokładów energii. Tak na prawdę w niewielu miejscach mają na to przyzwolenie. Wiadomo przecież, że piski i krzyki będą źle odbierane w miejscach publicznych. Upominamy dzieci (a przynajmniej powinniśmy), aby w restauracjach, przychodniach, sklepach zachowywały się w miarę spokojnie. Plac zabaw dla dzieci jest... dla dzieci (dziwne, nie?). Strefa, gdzie dzieciaki rządzą. Mogą się wyżyć, wyszaleć, a nawet wypiszczeć i wydrzeć. Na placu zabaw zwykle stoję z boku, a wkraczam w momencie zagrożenia, lub gdy dziecko mnie woła. Staram się nie wchodzić w rolę stróża prawa, nie rozstawiam dzieci po kątach i nie panoszę się. Nie lubię też, kiedy inni rodzice się tak zachowują.
Nasze mieszkanie jest na 4. pietrze w żelbetonowym bloku. Od strony sypialni mam podwórko z placem zabaw i całkiem sporym terenem porośniętym trawą (co oznacza częste, długotrwałe koszenie). Podwórko to otoczone jest jeszcze trzema innymi blokami, przez co tworzy się niesamowita akustyka. Nie radzę tam przesiadywać wieczorami, ponieważ bardzo dobrze słychać rozmówców. W dzień szaleją tam dzieciaki, w szczególności latem. Przez tę akustykę wrzaski dzieci słychać dobitniej. Czy kiedykolwiek, nawet w czasach licealnych i studenckich, kiedy spanie do 12:00 nie było fenomenem, wydarłam się na bawiące się dzieci? Choćbym miała kaca życia, to nigdy tego nie zrobiłam. Pogodziłam się z urokami mieszkania w blokowisku. Pogodziłam się z faktem, że darcie mordy na dzieci nic nie daje. Jutro będą krzyczeć od początku. Pogodziłam się z faktem, że też kiedyś byłam dzieckiem i też robiłam hałas. Też ktoś się kiedyś musiał z tym godzić.
Zatem Pani z balkonu, jak i innym tego typu wołom, które zapomniały jak to jest być cielęciem radzę pogodzić się z faktem, że kupowanie mieszkania z placem zabaw pod nosem wiąże się z hałaśliwymi dziećmi nawet od 9:00 rano! Jeśli hałas Pani przeszkadza polecam zamknąć okno (u mnie ta metoda się sprawdza wspaniale!). Jeśli jednak ma Pani nieszczelne okna, albo ich zamknięcie oznaczałoby duchotę nie do zniesienia, a hałasy z podwórka nadal dają się we znaki proponuję wyjść na balkon i grzecznie poprosić o uciszenie dzieci. Grzecznie zawsze działa (przynajmniej u mnie), i Grzecznie zawsze spotka grzeczne odpowiedzi (tak, tak własnie jest ze mną - nie potrafię być niegrzeczna dla grzecznych). Natomiast potrafię być bardzo niegrzeczna dla niegrzecznych.
Przepraszam, że nie przeproszę za głośne zachowanie moich dzieci, ale upominać ich nie mam zamiaru.
Jeśli zgadzasz się z moim zdaniem, podaj dalej!
Nagle usłyszałam, że ktoś się drze. Najpierw nie widziałam kto i skąd, ale okazało się, że jakaś kobieta krzyczy z balkonu. Do mnie krzyczy! O, tak:
- A TO SIĘ MUSZĄ TAK DRZEĆ?!?!?! DLA NIEKTÓRYCH TO JESZCZE RANO JEST, CISZA MA BYĆ!!!
Była godzina 9:00. Stanęłam jak słup soli wpatrzona w ten balkon i zdaje się, że szczęka mi lekko opadła, bo zaniemówiłam. Całe moje szczęście, że zaniemówiłam! To, co mi przyszło w pierwszej chwili do głowy w odpowiedzi, raczej by się nie nadawało dla dziecięcych uszu.
Generalnie to babsko wydarło się zdecydowanie głośniej od moich dzieci, a moje dzieci nie darły się non stop i raczej nie były głośniejsze niż ta kosiarka niedaleko. Oczywiście postanowiłam dzieci nie upominać. Dlaczego to takie oczywiste?
Uważam, że dzieci powinny mieć przestrzeń do wyładowania swoich przeogromnych pokładów energii. Tak na prawdę w niewielu miejscach mają na to przyzwolenie. Wiadomo przecież, że piski i krzyki będą źle odbierane w miejscach publicznych. Upominamy dzieci (a przynajmniej powinniśmy), aby w restauracjach, przychodniach, sklepach zachowywały się w miarę spokojnie. Plac zabaw dla dzieci jest... dla dzieci (dziwne, nie?). Strefa, gdzie dzieciaki rządzą. Mogą się wyżyć, wyszaleć, a nawet wypiszczeć i wydrzeć. Na placu zabaw zwykle stoję z boku, a wkraczam w momencie zagrożenia, lub gdy dziecko mnie woła. Staram się nie wchodzić w rolę stróża prawa, nie rozstawiam dzieci po kątach i nie panoszę się. Nie lubię też, kiedy inni rodzice się tak zachowują.
Nasze mieszkanie jest na 4. pietrze w żelbetonowym bloku. Od strony sypialni mam podwórko z placem zabaw i całkiem sporym terenem porośniętym trawą (co oznacza częste, długotrwałe koszenie). Podwórko to otoczone jest jeszcze trzema innymi blokami, przez co tworzy się niesamowita akustyka. Nie radzę tam przesiadywać wieczorami, ponieważ bardzo dobrze słychać rozmówców. W dzień szaleją tam dzieciaki, w szczególności latem. Przez tę akustykę wrzaski dzieci słychać dobitniej. Czy kiedykolwiek, nawet w czasach licealnych i studenckich, kiedy spanie do 12:00 nie było fenomenem, wydarłam się na bawiące się dzieci? Choćbym miała kaca życia, to nigdy tego nie zrobiłam. Pogodziłam się z urokami mieszkania w blokowisku. Pogodziłam się z faktem, że darcie mordy na dzieci nic nie daje. Jutro będą krzyczeć od początku. Pogodziłam się z faktem, że też kiedyś byłam dzieckiem i też robiłam hałas. Też ktoś się kiedyś musiał z tym godzić.
Zatem Pani z balkonu, jak i innym tego typu wołom, które zapomniały jak to jest być cielęciem radzę pogodzić się z faktem, że kupowanie mieszkania z placem zabaw pod nosem wiąże się z hałaśliwymi dziećmi nawet od 9:00 rano! Jeśli hałas Pani przeszkadza polecam zamknąć okno (u mnie ta metoda się sprawdza wspaniale!). Jeśli jednak ma Pani nieszczelne okna, albo ich zamknięcie oznaczałoby duchotę nie do zniesienia, a hałasy z podwórka nadal dają się we znaki proponuję wyjść na balkon i grzecznie poprosić o uciszenie dzieci. Grzecznie zawsze działa (przynajmniej u mnie), i Grzecznie zawsze spotka grzeczne odpowiedzi (tak, tak własnie jest ze mną - nie potrafię być niegrzeczna dla grzecznych). Natomiast potrafię być bardzo niegrzeczna dla niegrzecznych.
Przepraszam, że nie przeproszę za głośne zachowanie moich dzieci, ale upominać ich nie mam zamiaru.
Jeśli zgadzasz się z moim zdaniem, podaj dalej!
Oczywiście, że się zgadzam. Żyjemy w kraju absurdu. Dzieci na placu zabaw ani na pustym terenie nie mogą grać w piłkę, biegać, krzyknąć i puścić bąka. Później tylko słyszymy, że dzieci nie wychodzą na dwór i siedzą przed komputerami i zamulają mózgi. Wkurzają mnie właśnie takie osoby, które upominają innych, a same zachowują się jeszcze gorzej
OdpowiedzUsuńDokładnie.
UsuńI tak i nie. Oczywiscie zgadzam się z grzecznym upomnieniem i oczywiście dzieci to dzieci. Sama od 20 lat mieszkam na takim osiedlu. Ale serio czasem słychać krzyki i nie ze z zabawy tylko jakaś fazę dziecka ba zasadzie darcia się w niezidentyfikowanym celu a mamuśka stoi z oku i bez reakcji. Po 15 minutach mam ochotę strzelić jej w łeb bo pomijając mój sen ale np usypiam młodego. I nie wiem jak było 40 lat temu ale te 20 jak było się gowniarzem to nie krzyczelismy pod oknami poza mamo rzuć picie itp. Bo było wiadomo ze zaraz pani Krysia z 2 piętra pogoni nas szczotką. Mam 2 dzueci i nie uważam ze myszą wyjść na dwór i kwiczec jak zazynane świnie tylko dlatego ze tak im się chcę. Trzeba umieć wyposrodkowac i trochę empatii. Np na 100 razy 99 nie będą mi dzueci przeszkadzały ale ten 1 raz np po ciężkim dyżurze mam ochotę je zakneblowac. Ot życie. To jakby tłumaczyć dracych się dorosłych kiboli po meczu no bo mają prawo do wyładowania swojej energii.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że zareagowałabym, jakby Miłka wrzeszczała dla samego wrzasku. Co prawda nie robi tego (jeszcze?), za to zdarzyło jej się walić np. łopatką o zjeżdżalnię, przy czym robiła sporo hałasu i też zwracam jej uwagę na to, bo to drażniące - choćby dla mnie samej. Jednak tego dnia dziewczyny wcale nie dały popisu, na pewno nie było to kwiczenie zarzynanej świni. Zwykłe zabawy, śpiewanie i piski z uciechy. Porównanie do kiboli średnio do mnie przemawia, w końcu to dorośli ludzie, a nie 2 - 3,5 latki.
UsuńW takich chwilach cieszę się, że nie mieszkam w Polsce. Jakos mniej tutaj chamstwa. Glupie babsko z Twojej sąsiadki, współczuję szczerze.
OdpowiedzUsuńTo nie moja sąsiadka, na szczęście :) Ogólnie nie narzekam, ale zawsze się ktoś tai trafi :)
UsuńMam tak samo - na placu zabaw pozwalam dzieciom na hałas. Gdzie indziej mogą to robić? A babsku jak przeszkadza to niech okno zamknie albo grzecznie poprosi. Żyj i daj żyć innym.
OdpowiedzUsuńEhh czepiają się wszystkiego i wszędzie. Dzieci są głośne i chyba to normalne :) Najlepiej jakby każdy miał swoje place zabaw akcesoria i wszyscy by byli szczęśliwi:) Coraz częściej zastanawiam się nad kupnem czegoś takiego jak tutaj i wszyscy będą wtedy zadowoleni.
OdpowiedzUsuńU Ciebie jest chociaż plac zabaw. Na moim osiedlu usunięto piaskownice, huśtawki i drabinki. Są gdzieniegdzie te takie wypasione place zbiorcze i czasem ktoś tylko zainstaluje coś do zabawy pod swoim blokiem. Prawdopodobnie jest to moda na "święty spokój", bo nie dość, że usunęli cały sprzęt zabawowy to poogradzali (komunistyczne!) bloki a la "apartament strzeżony". M a s a k r a
OdpowiedzUsuńtaaaa u nas też nowe bloki są podzielone płotem, w zależności od deweloperów, którzy je stawiali. chodniki tak samo porobione bez sensu, ładu i składu, jakby się nie mogli dogadać, żeby ułatwić ludziom komunikacje z jednego bloku pod drugi. Co niektóre budynki mają szlabany przed wjazdem na parking...
UsuńA co do usuwania placów zabaw to jest strasznie przykre. Na moim osiedlu na szczęście powstaje coraz więcej nowych, dość bezpiecznych placów zabaw i na prawdę jest gdzie łazić z dziećmi. Ten drewniany na pierwszym zdjęciu jest już jednym ze starszych na osiedlu. Może dogadajcie się z sąsiadami i złóżcie podanie o postawienie placu do spółdzielni/zarządcy?
U nas to właściciele bloków zażyczyli sobie płoty. Natomiast nikomu nie opłaca się stawiać placów zabaw (prócz tych eleganckich "zbiorczych" z powodu zbyt dużej liczby emerytów przypadającej na jedno dziecko.
UsuńNo ale jednak te dzieci są i dobrze, żeby miały gdzie się bawić... straszne to!
Usuń