Instagram -->

wtorek, 24 marca 2015

Szukam równowagi w braku równowagi.



Społeczeństwo to dziwna masa. W zależności od tego, gdzie ucho przyłożysz tam różne rzeczy usłyszysz. 


Zanim urodziłam Miłkę miałam je dokładnie w dupie. Społeczeństwo czegoś tam może ode mnie wymagało, ale ja miałam tak totalnie gdzieś normy i standardy, że dupę (choć rozmiar mniejszą niż teraz) miałam bardzo pojemną.

Młode matki o presji społeczeństwa mogą powiedzieć więcej niż ktokolwiek inny. Wymaga się, żeby kobieta w ciąży lub/i matka robiła to i tamto, ale tego i tamtego już jej nie wypada/nie wolno/nie powinna. Te reguły są już często ciasno określone! 

Dramat matki karmiącej.

Jeśli postanowiłaś karmić piersią, przeszłaś pierwsze trudy laktacji i zdartych sutków to prawdopodobnie Społeczeństwo klepie Cię teraz po plecach i możesz wypinać pełną od mleka pierś do przodu ciesząc się, że jesteś w pełni akceptowana. Tak całkiem serio - mnie zawsze podbudowywało, kiedy lekarz pytał mnie czy karmię piersią a ja odpowiadałam dumnie: tak (czułam się doceniona, czułam aprobatę lekarza i pielęgniarki). Niech Cię nie zwiedzie jednak myśl, że skoro karmisz naturalnie to zawsze będziesz super-ekstra-cool-fantastic-najlepszą-matką-na-świecie.

Są pewne granice! 

Granice te wyznaczają eksperci, którzy wyrosną jak grzyby po deszczu, gdy tylko ogłosisz światu, że spodziewacie się dziecka. Będzie to Twoja matka, ojciec, teściowie, ciotki, wujkowie (!!!), koleżanki - być może będą to pojedyncze przypadki, w najgorszym przypadku zaatakują wszyscy jednocześnie. Kiedy w okolicach roczku Twojego dziecka nadal będziesz karmić piersią zaczną się pytania o to, DO kiedy zamierzasz karmić. Karmienie naturalne nagle zmieni swoje oblicze. Przestanie być karmieniem piersią, a zacznie ciągnięciem cyca

- Kiedy on/ona wreszcie przestanie ciągnąć Twojego cyca? 

- Zaraz, zaraz. - chciałoby się odpowiedzieć - A kto mi rok temu powtarzał w kółko, że muszę zagryźć wargi i spiąć poślady, bo karmienie mlekiem w proszku to chemia i najgorsze zło dla dziecka? Że te strupy na sutkach nie są pretekstem, żeby raz dziennie dziecko dostało mm? Że muszę te pierwsze tygodnie (albo pierwszych kilkanaście tygodni) przecierpieć, bo to dla dobra dziecka. To teraz, jak już dziecko skończyło rok, mleko matki przestało być dobre?! Zaczęło być niepotrzebne?! Fuck you!!!

Oczywiście tej presji uległam i ja.

Tak sobie ubzdurałam, że będę karmić rok i koniec, bo więcej to już fe i nieładnie. Dwuletnie dziecko, które ciągnie cyca to już jest przesada i zboczenie matki. Brzydko to wygląda i dziecko się do mamy za bardzo przyzwyczaja, a potem: mamisynek lub córunia mamuni. Że mleko to już sama woda i temu biednemu dziecku karmionemu piersią przez tę matkę - psycholkę już nic nie daje. Trzeba dać odpocząć cyckom... 

Wszystko to bzdury oczywiście. Tylko, że nasze piękne Społeczeństwo wymaga od nas odstawienia dziecka od piersi w konkretnym terminie. Trzeba karmić przynajmniej pół roku, ale Boże broń dłużej niż półtorej! To już niesmaczne. IM nie w smak. ONI nie mogą na to patrzeć. ONI mówią, że to zboczenie. ONI twierdzą, że z mleka robi się woda. ONI wyznaczają granice i mówią, co jest dobre, a co złe. A tak na prawdę ONI gówno wiedzą. Żałuję do dzisiaj, że nie karmiłam Miłki chociaż miesiąc dłużej, na pewno lżej przeszłaby rotawirusy, ale byłam tak zacietrzewiona w tym odstawianiu od piersi - bo to już najwyższa pora (13 miesięcy), że nie dopuszczałam myśli, żeby znów rozhulać laktację. Co prawda nadal nie wyobrażam sobie karmić dziecko dwuletnie czy starsze, ale przede wszystkim dlatego, że już zaczynało mnie to przywiązanie-uwiązanie psychicznie męczyć. 

Ja, z natury niepokorna - spokorniałam. Pewnie dlatego, że temat macierzyństwa był mi zupełnie obcy. Chciałam zaufać doświadczonym osobom, które dzieci już mają, znaleźć w nich podporę. Okazało się, że słuchanie wszystkich dobrych rad namieszało mi w głowie i sprawiło, że przez pierwsze piękne miesiące macierzyństwa byłam strasznie zestresowana, płacząc niejednokrotnie nad tym, jak potworną matką jestem. 

Byłam głupia.

Temat karmienia piersią jest tutaj tylko przykładem. 

Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że wędrówka pod prąd także w temacie rodzicielstwa się opłaca. Dążyć do swoich ideałów, kierować się swoimi zasadami. Że opłaca się wierzyć w siebie, ufać swojej intuicji, poszerzać wiedzę czytając wyspecjalizowane książki i rozmawiając z wykwalifikowanymi osobami. Dobre rady "dobrych wujków" jednym uchem wpuszczać, a drugim wypuszczać. Do internetu zaglądać z dużą dozą sceptycyzmu. Pytać o radę czy opinię osoby, którym na prawdę ufasz. I nie daj sobie (także samej sobie) wmówić, że jesteś złą matką, bo nie spełniasz standardów. 

8 komentarzy:

  1. Wydaje mi się, że najlepiej ufać sobie i swojej intuicji. Oraz oczywiście intuicji dziecka. To wszystko razem pozwoli nam wypracować taki idealny plan. Swego czasu też krytykowałam pewne zachowania, ale już nauczyłam się, że z dziećmi bywa różnie. Macierzyństwo jest różne. Dlatego staram się nie oceniać innych, jeśli rzeczywiście nie znam sytuacji. Ja mogę nie zgadzać się z danym stwierdzeniem, dla kogoś innego będzie ono samą prawdą.
    Dzieci przez wiele lat były wychowywane na wiele różnych sposobów. Wszyscy żyją i mają się dobrze. A standardy są po to, by móc się do czegoś zastosować, żeby nie próbować dawać marchewki, gdy maleństwo skończy miesiąc, by nie sadzać tygodniowego noworodka, by nie zrobić mu w jakikolwiek sposób krzywdy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no własnie niekoniecznie, mojej pięciomiesięcznej córce jedna ciocia chciała dać lizaka na przykład, a sama wychowała trojkę dzieci - dla niej to było coś naturalnego, a dla mnie totalny szok. moja babcia z kolei dała by Miłce klapsa za to, że jest niegrzeczna, bo uważa, że klaps w dupę jest dobrą metodą wychowawczą, ja natomiast bronię się przed takim zachowaniem rękami i nogami.

      W ocenianiu i krytykowaniu innych rodziców też kiedyś byłam śmielsza, ale dałam sobie spokój. Nic mi do tego, nawet jeśli się z czymś nie zgadzam. A poza tym tak jak mówisz - każde dziecko inne.
      :)

      Usuń
  2. Jak najbardziej się zgadzam, gorzej jeśli niema się doświadczenia a najbliżsi robią presję :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba żadna pierworódka nie ma doświadczenia, nawet jeśli opiekowała się swoim młodszym rodzeństwem, czy była opiekunką. Pokuszę się o stwierdzenie, że położne i pedagożki rodząc swoje pierwsze dziecko nie mają doświadczenia, bo to zupełnie coś innego opieka nad czyimś dzieckiem a swoim, choć na pewno będą miały większą wiedzę merytoryczną. Jakakolwiek presja od najbliższych jest zła, moim zdaniem. U mnie bywało różnie - były osoby, które podeszły na zasadzie - Wasze dziecko, ja się nie wtrącam, ale znalazły się też takie, których uwagi zapadły mi głęboko w pamięć, czasem doprowadzając do łez...

      Usuń
  3. Ja nie karmiłam piersią, bo bałam się o to, że cycki mi opadną. I zawsze z rozbrajającą szczerością tak odpowiadałam na idiotyczne pytania - "Dlaczego nie karmisz piersią????". Miny słuchaczy bezcenne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha i dobrze! Zaraz byś się nasłuchała, a przecież nic nikomu do tego! 😉

      Usuń
  4. Ja niestety nie doznałam zaszczytu jakim jest karmienie piersią ( ze względu na brak pokarmu :( ) I też nasłuchałam się miliona uwag że da się ( nie wiem jakim cudem skoro NIC nie pomagało !! ) tylko mnie się nie chce, to jakoś nic sobie z tego nie robiłam, ja wiedziałam swoje i grunt że postępowałam zgodnie z własnym sumieniem !! :) I mimo "dobrych" rad i uwag (w każdej kwestii) jestem zdania że każda matka wie najlepiej co jest dobre dla jej dziecka (po to jest instynkt macierzyński ;) ) Ja każdej rady czy uwagi wysłucham, przytaknę, ewentualnie wypróbuję, ale suma summarum i tak zrobię po swojemu :)

    A ludzie ... No cóż gadali, gadają i będą gadać - sory, taki mamy klimat ;)

    OdpowiedzUsuń