Oglądałam kiedyś program o parze akrobatów pracujących w cyrku. Mieli oni dwójkę dzieci: starsze, kilkuletnie, może dziesięcioletnie także występowało w pokazach, natomiast młodsze, które nie miało jeszcze roku już było szkolone "do zawodu". Zdjęcia z codziennych treningów tego niemowlęcia wprawiły mnie w osłupienie.
Dziecko było podrzucane na różne sposoby, rodzice rzucali bobasem między sobą, chyba nawet zakładali mu jakieś obciążenia na nogi. Wyglądało to przerażająco! Pamiętam, że pomyślałam wtedy, że rodzicom, którzy tak torturują swoje dzieci i od pierwszych miesięcy życia przystosowują je do zawodu powinno się zabierać dzieci! Myślałam, że ci rodzice w ten sposób nie dają dziecku żadnego wyboru, że dziecko nie ma szansy na wybranie własnej drogi życia. Że tresują dziecko, jak się tresuje zwierzęta w cyrku. Ohyda!
Jak okiem sięgnąć każdy zna jakieś tresowane dziecko. Jakby to powiedział mój dziadek: hodowane. Może to Twój kolega, a może dziecko znajomych. Jak się rozejrzysz na pewno znajdziesz takie osoby w swoim dalszym lub bliższym otoczeniu. Ofiary rodzicielskiej tresury.
Dziecko nr 1
Chłopiec wyróżniał się nieprzeciętną inteligencją, uczył się bardzo dobrze, jego konikiem była matma. Na świadectwie same piątki i szóstki, ale z zachowania najniższa ocena. Robił wszystko, żeby zwrócić na siebie uwagę, w szczególności to, co było najgłupsze. Z lekcji potrafił zrobić armagedon, był niesłychanie upierdliwy, wkurzał wszystkich do granic możliwości. Było jednak hasło, na które stawał na baczność. Telefon do ojca.
Dziecko nr 2
W zasadzie charakterologicznie podobnie jak dziecko nr 1. Inteligentny, ale z podejrzeniem ADHD. Nadpobudliwy. Rodzice stwierdzili więc, że najlepszą metodą wychowawczą dla niego będzie zimny chów, wyznaczanie ostrych granic, stawianie do kąta i... urządzanie prób charakteru, czyli my, rodzice wpieprzamy właśnie kolejną tabliczkę czekolady, ale ty nie możesz, bo dzisiaj jest środa, a ty możesz jeść słodycze jedynie w niedziele. Coś nie pasuje? Może chcesz szlaban na komputer?
Dziecko nr 3
Ten chłopiec miał wtedy może trochę ponad rok. Moja córka też przechodziła taki okres, że częściej lub rzadziej lubiła uderzyć drugą osobą, czy to dorosłą, czy dziecko. Potrafiła mnie również boleśnie ugryźć albo pociągnąć za włosy. Zresztą do dzisiaj jej się zdarzy, choć sporadycznie. Nigdy jednak nie wpadłam na pomysł, żeby jej oddać. Tymczasem parę lat temu byłam świadkiem jak to dziecko, trochę ponad roczne uderzyło mamę, a matka oddała mu po łapach, mówiąc: widzisz, jak to boli? Za chwilę dziecko pociągnęło ją za włosy. Co zrobiła matka? To samo - pociągnęła go za włosy. Być może w tym szaleństwie jest jakaś metoda (choć ciężko mi w to uwierzyć...), ale to jest ciągle szaleństwo. Nie wychowanie.
Dziecko nr 4
Rodzice pozwalali jej robić wszystko samej, bez komentarza i bez tłumaczenia, gdzie są granice. Byli zadowoleni, bo potrafiła się sobą zająć i nie była zbyt wymagającym dzieckiem. Kiedy według rodziców przekroczyła granicę (której nie znała, bo przecież nikt jej wcześniej nie postawił), dostawała opiernicz, czasem klapsa. Pomijając dyskusję na temat klapsa - bo nie o to mi tutaj chodzi, to czy kogoś dziwi, że dziewczynka była w szoku i płakała za każdym razem, kiedy ojciec podniósł na nią głos? Przecież skąd mogła wiedzieć, że robi coś nie tak?
Całe szczęście, że nikt nie nadał mi prawa do odbierania dzieci innym, bo gdyby tak było to zapewne pochopnie rozbiłabym szczęśliwą rodzinę akrobatów. Ich trenowanie dzieci, jakkolwiek kontrowersyjne, nie było tresurą. Z perspektywy czasu nie myślę też, że Ci rodzice odebrali dzieciom szansę na pójście własną drogą. Wręcz przeciwnie - dali szansę na robienie w życiu czegoś, co będą kochać. Przekazali im to, co potrafią najlepiej z całą rodzicielską troską i opieką. Ich dzieci były szczęśliwe, bo rodzice poświęcali im maksimum czasu i uwagi. Oraz, w przeciwieństwie do pozostałej trójki, nie stawały na baczność na hasło mama czy tata.
Przytulajmy, słuchajmy, starajmy się zrozumieć, współpracujmy, interesujmy się i próbujmy zaszczepić jakąś pasję w naszych dzieciach. Dawajmy dobry przykład. Bądźmy mądrzy, po prostu.
___________________________________________________________________
Zdjęcie z Wikipedii.
Wiele razy byłam świadkiem dzieci nr. 3 i ich rodziców.
OdpowiedzUsuńNajgorzej że ani do dziecka to nie docierało ani nic... traktował to jako zabawę.. no coż - jeśli bicie to zabawa to co bedzie potem ?
Widzę, że wszyscy kręcimy się ostatnio wokół tych samych tematów :) Bądźmy mądrzy. Tak!
OdpowiedzUsuńhahah cholera faktycznie! i znów niechcący :*
UsuńNajważnkejsze to ustalic pewne reguły i być konsekwentnym. W naszym domu dziecko wie na co może sobie,pozwolić. Nie jesteśmy rodzicami tyranami, ale wychowujemy dziecka bezstresowo, bo to tak na prawdę żadne wychowanie. Pokazujemy, tłumaczymy. Raz jest lepiej raz gorzej. A takich dzieci jak w Twoim tekście znam masę
OdpowiedzUsuńMnie przeraża zachowanie pewnego 3,5-latka, który pozwala sobie traktować mamę, jak zabawkę, nie słucha jej i zachowuje się wyjątkowo niegrzecznie. Przy mnie i moim mężu uderzy ją, wyrzuci z miejsca, gdzie ona siedzi. A co robi matka? Włącza bajki.
OdpowiedzUsuńno właśnie. to smutne.
Usuńnie wiem co powiedzieć po tych opisach. Zabrakło mi słów. Wiem, że wychowywanie dziecka to nic łatwego, ale nie wyobrażam sobie robić to w taki sposób.
OdpowiedzUsuń