O tym, że do pedantycznych osób nie należę wspominałam już nie raz. Jestem bałaganiarą, ale nie będę tu tego powtarzać po stokroć, bo chwalić się nie ma czym.
Myślę jednak, że zdziwiłoby Cię jaki porządek mam w swojej szafie. Jedno z niewielu miejsc w które bałagan praktycznie się nie wkrada, serio! Dzisiaj zamierzam podzielić się z Tobą moim sekretem.
Pisałam kiedyś TUTAJ o książce, którą rok temu pożyczyła mi kumpela i której treść wzięłam sobie mocno do serca. Przybliżyła mi ona ideę minimalizmu i choć do minimalistki mi (jeszcze) daleko, to bez wątpienia właśnie ta lektura miała największy wpływ na dzisiejszy stan rzeczy (w mojej szafie). "Sztuka prostoty" jest dla mnie na tyle inspirująca, że kupiłam sobie własny egzemplarz i wracam do niej wyrywkowo.
"Masz mniej, zyskujesz porządek i czystość."
Wypieprzyłam 80% swoich ubrań. To cały sekret. Pewnie pomyślisz, że o kant dupy rozbić takie porady, ale spróbuję Cię przekonać, że warto.
Dlaczego warto?
Czy znasz taką sytuację: spieszysz się do pracy. Otwierasz szafę, żeby wyszukać białą koszulę, którą (jesteś pewna) widziałaś na wieszaku obok czarnej marynarki. Na wieszakach wiszą po dwie, trzy rzeczy, jest tak ciasno, że ledwo znajdujesz przestrzeń, żeby oddzielić jeden wieszak od drugiego. Szukanie koszuli zajmuje Ci dobrych parę minut, a przecież się spieszysz. W końcu: jest, znalazłaś! Wyciągasz koszulę, która ciasno upchana na wieszaku, przykryta swetrem nadaje się do prasowania, a przecież pamiętasz, że wkładałaś ją do szafy jeszcze ciepłą od żelazka. Wyciągasz żelazko i przeprasowujesz na szybko koszulę albo olewasz sprawę przez cały dzień czując dyskomfort przed klientami i szefem, bo wyglądasz jak fleja. Czysta, ale fleja.
Prawdopodobnie także Twoje 80% szafy nadaje się do wyrzucenia. Jestem prawie pewna, że chodzisz na okrągło w tych samych ubraniach. Tych, które lubisz najbardziej. Całą resztę trzymasz, bo jeszcze kiedyś wróci na to moda, bo masz sentyment, bo jeszcze schudniesz, przerobisz, bo jest szałowe (choć nie masz okazji, żeby to włożyć), bo dałaś za to kupę kasy, bo ktoś Ci kiedyś powiedział, że świetnie w tym wyglądasz.
Im więcej rzeczy posiadasz tym więcej wymagają one od Ciebie pracy. Tyczy się to oczywiście wszystkich klamotów, którymi się otaczamy z różnych powodów. Ubrania zalegające w szafie wprawiają Cię w irytację za każdym razem, kiedy nie możesz czegoś znaleźć. Musisz je prać, prasować, czasem dwa razy, bo przez bałagan w szafie także się gniotą. Poupychane rzeczy w szafie z czasem zaczynają być nieświeże i nawet jeśli wyciągniesz coś czystego, może okazać się, że pachnie nieprzyjemnie.
Jeśli ja to zrobiłam to Ty też możesz!
Pozbądź się sentymentów. Wyrzuć wszystko, co:
- jest na Ciebie za małe/za duże
- nie pasuje do reszty
- jest kiepskiej jakości
- jest zniszczone, pruje się, ma dziurę
- jest wykonane z nieprzyjemnego materiału lub takiego, w którym się pocisz
- nie założyłaś na siebie przez ostatni rok
- wyszło z mody i trzymasz na "lepsze czasy"
- jest niewygodne
- sprawia, że nie czujesz się pewnie (np. zbyt obcisłe, za krótkie)
- oraz wszystko w czym źle wyglądasz (poproś zaufaną osobę o radę).
To dobry początek, ale jeszcze nie wszystko.
Najważniejsze to zmiana nawyków zakupowych. Od ponad roku nie zdarzyło mi się wpaść w zakupowy szał, nawet jeśli widziałam szalone promocje. Kilka dni temu poszłam do galerii, żeby kupić ubrania, bo ich po prostu potrzebowałam. Nie potrzebowałam wydać kasy na coś, co założę raz i basta. Musiałam kupić koszulki i parę spodenek, bo lato mnie nieco zaskoczyło i spociłam się jak pies siedząc z Miłką w piaskownicy, a z zeszłorocznych spodenek nic mi nie zostało (w sumie to w zeszłym roku miałam jedną parę krótkich spodni :)). Z prawdziwym niedowierzaniem obserwowałam szał spowodowany końcówką promocji w Reserved. W sklepie nie było czym oddychać, ludzie stali w kilometrowej kolejce, kobiety biegały w popłochu ze stosami ubrań przewieszonymi przez ramię. Czy to świadczy o tym, że ludzie są biedni i czekają na promocje, żeby kupić ubrania? Na pewno nie. Jestem pewna, że duża część z tych rzeczy, które sobie kupili zostanie założona kilka razy i to będzie cała historia. Jeśli ludzi stać na marnotrawienie to znaczy, że nie nie ma kryzysu.
Też taka byłam. Kupowałam dużo ciuchów, tanich, drogich, nowych, używanych, ze sklepów stacjonarnych i internetowych. Często nie mierząc nawet, często nie zakładając ich potem ani razu (o, zgrozo!).
Kupując mniej, stać Cię na jakość.
Pieniądze, które wydajesz na szajsowate, jednorazowe ciuchy w promocyjnych cenach możesz przeznaczyć na jedną, porządną, klasyczną i wieloletnią rzecz. Buty, które będą przedłużeniem Twojej nogi. Skórzaną torebkę, która z wiekiem pięknieje. Jeansy, których przebiegasz następne 5 lat, a nie po dwóch miesiącach wyrzucisz do kosza czerwona ze złości (true story!).
Dzisiaj robię sobie listę rzeczy (nieraz tylko w głowie), których na prawdę potrzebuję. Rzeczy te muszą spełniać kilka uniwersalnych zasad.
1. Muszą być przyzwoitej jakości (dotykam, zgniatam w dłoni, rozciągam, sprawdzam jak idą szwy, patrzę na skład tkaniny).
2. Muszą pasować do reszty mojej garderoby (a przynajmniej do kilku innych rzeczy z mojej szafy).
3. Muszą wymagać ode mnie minimum pracy, czyli muszą się nadawać do prania w pralce (pranie ręczne odpada absolutnie). Wybieram materiały, które po ściągnięciu z suszarki i porządnym złożeniu nie wymagają prasowania.
4. Muszę się w nich dobrze czuć i dobrze wyglądać.
5. Muszę być pewna, że daną rzecz założę na siebie wiele razy i będzie pasować na różne okazje.
Poszłam więc kilka dni temu kupić te koszulki i spodenki. Oczywiście patrzyło na mnie kilka innych rzeczy, jednak wyrobiłam sobie nawyk pytania siebie w duchu: czy na prawdę tego potrzebujesz? Z galerii wyszłam z dokładnie tym, czego potrzebowałam: parą spodenek i trzema prostymi koszulkami. Zakupy nie trwały dłużej niż 30 minut, bo wiedziałam, czego chcę, ale przede wszystkim wiedziałam, czego nie potrzebuję.
W mojej szafie dzisiaj oprócz kilku skompletowanych ubrań jest też sporo powietrza. Ubrania na półkach są poskładane i zawsze wiem co gdzie leży. Nie prasuję prawie wcale. Nie biegam po domu szukając bluzki. Bardzo sprawnie idzie mi zebranie się do wyjścia, nawet spontaniczne. Czyli można. Skoro ja mogę to i Ty dasz radę! :)
To zdjęcie przedstawia moje dwie skromne półki w szafie. Jest jeszcze kilka koszul i sukienek na wieszakach, szuflada z bielizną oraz oczywiście buty. |
Wszystko oczywiście wiem, mam też plan uporządkowania szafy, a mam podwójną mega zapchaną, ale próby wcielenia tego w życie nie powiodły się. Planuje ponownie podjąć wyzwanie, ale to mąż z dziećmi musieli by na ten czas wyemigrować, bo inaczej tego nie ogarnę ;)
OdpowiedzUsuńja największe porządki robiłam jak moja mama była w Polsce i zabierała mi małą na pół dnia :P
UsuńJesu. Ty Pauka ja mam chyba problem. Ja tyle koszulek mam na samą siłkę. Geezus, kolejna rzecz z której muszę się leczyć. Sh.t.
OdpowiedzUsuńhahhahahahhahahhhahahahah :* <3
Usuńja co jakiś czas robię przegląd moje szafy i trochę rzeczy wywalam, ale racja - mogłabym wywalić znacznie więcej. Szczególnie że teraz czeka mnie rok siedzenia w domu - więc przede wszystkim muszę krytycznym okiem spojrzec na rzeczy, które mam do pracy. Tak, zainspirowałaś mnie! W najbliższych dniach zrobię przegląd... i opróżnię trochę wieszaków! :)
OdpowiedzUsuńwspaniale! bardzo się cieszę :)
UsuńZmotywowalas Matko Pauko do porządków w szafie, w 100% się zgadzam, że za dużo przetrzymujemy niepotrzebnych rzeczy. Szkoda tylko, że za odchudzeniem garderoby nie idzie w parze odchudzenie siebie:)
OdpowiedzUsuńo rety! no, szkoda! jakby tak było to ja bym była chuda jak Ania Rubikowa ;)
Usuńwooow a ja wlasnie wypieprzylam 4 siaty ubrań, a powietrza dalej w szafie nie ma. Jak to się dzieje, wytłumaczysz mi? :)
OdpowiedzUsuńto jakieś siateczki chyba były a nie siaty :P ;)
Usuń