Jakiś czas temu usłyszałam historię o pewnej kobiecie.
Była to starsza pani, która ze względów zdrowotnych przeprowadziła się do córki i postanowiła sprzedać mieszkanie. Starsza pani miała całą kolekcję kryształów. Kryształy od wszystkiego: cukiernice, wazony, patery, kieliszki. Córka powiedziała, że mamę chętnie przygarnie do swojego domu, ale bez tego całego dobytku. Pojawił się problem - jak sprzeda mieszkanie to co się stanie z kryształami? Stoi więc puste mieszkanko w centrum, w kamienicy. O, przepraszam - nie puste - mieszkają w nim kryształy...
Ta historyjka to dla mnie dobitny przykład tego, jak stajemy się niewolnikami posiadanych rzeczy. Jak potrzeb posiadania zawładnęła naszymi głowami i sprawiła, że nie wyobrażamy sobie życia bez czegoś, co tylko z pozoru jest cenne. Bo co jest na prawdę cenne? Bibeloty, ubrania, zapasy? Czas spędzony na ich przechowywaniu, czyszczeniu, składowaniu można by przeznaczyć na spędzenie go z bliską osobą, na relaksującą kąpiel, lekturę ciekawej książki, czy wycieczkę za miasto.
W zeszłym roku koleżanka podrzuciła mi książkę. Poradnik, oczywiście, bo ja teraz jedynie poradniki czytam... "Sztuka prostoty" Dominique Loreau uczy mnie i inspiruje do tego, żeby kupować z głową, usuwać ze swojego otoczenia niepotrzebne rzeczy, nie tracić czasu na toksycznych ludzi, tworzyć wokół siebie przestrzeń do życia, w której możesz odetchnąć, znajdować czas na przyjemności, pielęgnować rytuały, oszczędzać pieniądze a jednocześnie pozwalać sobie na luksus. To książka o tym ile zdrowia niesie nam sztuka minimalizmu.
Przede mną jeszcze bardzo daleka droga. Zabieram się do lektury "Sztuki prostoty" po raz kolejny. Zamierzam po raz kolejny pozbyć się 3/4 ciuchów z szafy, zrobić porządek w dokumentach, przejrzeć zabawki Miłki. Myślę, że to będzie dobry start w 2015 rok.
Książkę polecam wszystkim: bałaganiarzom i pedantom, wielbicielom drogich i tanich rzeczy, domatorów i obieżyświatów, ponieważ każdy potrzebuje czasem poukładać sobie w szafie lub/i w głowie.
:)
:)