Spór o to, czym instynkt macierzyński jest i czy w ogóle istnieje być może nie zostanie rozstrzygnięty za naszego życia. Jedni twierdzą, że ludzie nie mają instynktu macierzyńskiego, że tyczy się to tylko zwierząt. Inni mówią, że to hormony, natomiast ci bardziej romantyczni twierdzą, że spływa na nas - kobiety - wraz z dojrzałością.
Osobiście najbardziej odpowiada mi wersja z hormonami. Wierzę w hormony, w ich działanie i to, że czasem nami telepią. Muszę przyznać, że to bardzo wygodna wiara - pozwala mi czasem zrzucić z siebie odpowiedzialność i nadać ją sile kobiecej natury ;). Jest także wygodna dla facetów, którzy tak jak Pan poniżej zarzuca nam, kobietom, że dzięki instynktowi macierzyńskiemu mamy łatwiej w wychowywaniu dziecka. Jest to komentarz do TEGO - śmiem stwierdzić - jakże kontrowersyjnego wpisu.
"Instynktu macierzyńskiego nie da się podrobić ani nauczyć."
Jakie to głębokie. Chcesz mi, Zielony Wojowniku, powiedzieć,
że to instynkt macierzyński powiedział
mi, jak się zmienia pieluchę dziecku? Muszę Cię zasmucić - była to położna w
szpitalu. Chcesz mi powiedzieć, że instynkt macierzyński nauczył mnie jak się
nie bać wykąpać własne dziecko? No nie, sorry - był to Marcin. On też dbał o
to, żeby pępowina ładnie się zagoiła i odeszła, bo mój instynkt nie zadziałał i
w tym wypadku. A może to on (ten instynkt) nauczył moje dziecko zasypiać albo
jak wprowadzać nowe potrawy do jadłospisu? Tutaj w takim razie też poniósł
fiasko, bo to akurat wyczytałam z książek. Czy instynkt podpowiadał mi jak się
bawić z dzieckiem? Podpowiadała mi moja fantazja, koleżanki, internet i
producenci zabawek. Czy instynkt nauczył mnie ogarniania wszystkiego naraz:
żeby dom nie runął, rodzina miała co jeść? Niestety - tego też musiałam się
nauczyć sama, bo bałaganiarą z powodu instynktu macierzyńskiego w jeden dzień
nie przestałam być.
Może więc skończ, Panie, pieprzyć trzy po
trzy, pójdźże do swojej kobity, zabierz od niej dziecko na pół dnia
przynajmniej i daj jej odpocząć, bo jej instynkt macierzyński nie sprawił, że
ma w sobie trzy razy więcej energii. Może po przeczytaniu choć jednego
poradnika pt. "Jak zajmować się dzieckiem nie posiadając instynktu
macierzyńskiego" (czyli tak na prawdę JAKIEGOKOLWIEK poradnika dla rodziców) okaże się, że i Ty potrafisz ogarnąć wszystko i nauczyć
się - tak jak my się musimy uczyć - obsługi dziecka z jednoczesną obsługą domu
i najlepiej zajmowaniem się sobą, żeby nie zdziadzieć.
Zielony Wojownik pozostawia pod owym postem jeszcze jeden komentarz:
Z mojej perspektywy wygląda to następująco.
Siedzę w domu i robię to co wszystkie mamy siedzące w domu z dziećmi robią. Spędzam czas z dzieckiem często 24/7. Moim głównym i nierzadko jedynym towarzystwem jest dziecko, nawet jeśli pójdę do koleżanki na kawę - idę z dzieckiem. Przy szkrabie musisz działać na pełnych obrotach cały dzień, bo chwila nieuwagi może zamienić się w katastrofę. Całodobowe czuwanie. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że kiedy masz przerwę na śniadanie w robocie to kumpel z pracy wyrywa Ci kanapkę, która jest w połowie drogi do Twojej buzi? A może musisz cisnąć dwójkę przy otwartych drzwiach, w towarzystwie? Być może Twoja praca jest stresująca i bardzo angażująca, ale zawsze możesz ją zmienić, przeprowadzić się, wyjechać z kraju, a matka co ma zrobić? Zamknąć dziecko na godzinę w domu i pójść na spacer? Nie musisz mysleć non stop o robocie (a jesli to robisz, to ta choroba ma swoją nazwę). Raz w roku bierzesz długi urlop i odrywasz się od problemów firmy, po drodze masz jeszcze kilka długich weekendów i święta. Ile znasz matek, które wyjechały na urlop bez dziecka? A nawet jeśli wyrwały się gdzieś na weekend z przyjaciółkami to i tak nie przestają myśleć o dziecku. Jeśli zatem pomyślisz o dziecku jak o całodobowej pracy to może wtedy dotrze do Ciebie kto tu kogo nie docenia - my, kobiety, swoich mężów, czy Ty nas, matki?
Nawet jeśli siedzenie w domu z dzieckiem może się wydawać czystą przyjemnością, to jednak jest to ogromne obciążenie psychiczne i wielkie zobowiązanie. Nie wiem ile razy usłyszałam od koleżanek, które posłały dzieci do żłobków i przedszkoli, że w końcu wypoczywają - w pracy właśnie. Że tam odrywają się od problemów i nie myślą cały czas o domach. Oczywiście, że każda z nas od czasu do czasu zatęskni za siedzeniem w domu, ale sądzę, że to bardziej tęsknota do tych pięknych chwil, ekscytacji, kiedy obserwujemy rozwój naszego dziecka i możemy uczestniczyć w ich pierwszych, fascynujących latach życia, a nie do całodniowego myślenia o posiłkach dla dziecka, męża, psa i gdzieś na końcu siebie.
Nie szukam zaczepki, jestem daleka od dzielenia rodziców na wspaniałe matki i niewdzięcznych ojców. Jak wspomniałam w odpowiedzi na komentarz - mam super faceta, który jest super tatą. Moje koleżanki w większości przypadków również mają takich partnerów, mężów i na prawdę z wielką radością patrzę na ich zaangażowanie w wychowanie dzieci.
Na wszelki wypadek napiszę jeszcze, że wszelkie komentarze pt.: "to po co Ci to dziecko?" są totalnie bez sensu i nie na miejscu (i nawet ich nie zamierzam zamieszczać), bo nie o tym jest ten post. Nie chcę się żalić. Powyższym tekstem chcę wyjaśnić wszystkim Zielonym Wojownikom, że oczywiście - macie prawo być zmęczeni po pracy, ma prawo boleć Was wszystko, ale musicie zrozumieć, że to wciąż nie jest praca 24/7 przez 365 dni w roku, a instynkt macierzyński (o ile istnieje) niczego za nas nie robi, niestety.
Trafiłaś tym postem w samo sedno. Ja tak samo jak Ty jestem w domu- trochę z przymusu (zwolnienie z pracy po powrocie z macierzyńskiego). Mój mąż pracuje zawodowo, bo ktoś musi utrzymać rodzinę i spłacać kredyt na dom. Wraca z pracy, zjada obiad, zajmuje się dzieckiem i jak ono idzie spać, to znowu siada pracować. Nikt z nas nie narzeka, bo sami sobie wybraliśmy takie życie. Chcieliśmy mieć dom, rodzinę, podwórko, dziecko i psa. Mamy wszystko o czym marzyliśmy. Musieliśmy się nauczyć sami wielu rzeczy od zmiany zasranej pieluchy do karmienia. Fakt, jest czasem ciężko- nie ma chwili wytchnienia. Nawet jak Mały idzie spać, to jest 5 milionów rzeczy do zrobienia. Odpowiada mi takie życie. Mam dziecko, które po wielu trudach pojawiło się na świecie i kochającą rodzinę.
OdpowiedzUsuńwww.zaraz-wracam.pl
Kochana podpisuje się obiema ręcami pod tym co tu napisałaś!!!
OdpowiedzUsuńOj tak tak! Dodam dla pana zielonego wojownika, ze gdyby nie mój mąż, to nie wiadomo co by z Różą po urodzeniu jej było..miałam olbrzymią depresję i to mój zajmował się nią przez cały czas. Karmił, przewijał, kąpał, rozmawiał z nią, zakupy robił z nią i dla niej ! a mój instynkt chyba był wtedy na wakacjach!
OdpowiedzUsuńhttp://wezowypamietnik.blogspot.com
Ja wierzę, że instynkt macierzyński istnieje. Myślę, że to on mi pomógł nauczyć się wszystkiego.
OdpowiedzUsuńJestem daleka od tego, żeby oceniać czyjeś życie i wybory. Tym bardziej jeśli nie znam sytuacji rodzinnej. Jedna kobieta nie umie zostawić dziecka z kimś obcym i pójść do pracy, inna nie ma wyjścia - musi pracować i zarabiać na utrzymanie.
Również nie pracuję i jestem w domu z dzieckiem, ale to nie znaczy, że nic nie wnoszę do domu. Zajmuję się córeczką, sprzątam, gotuję, planuję wydatki, płacę rachunki. Mąż pracuje, naprawia co trzeba, również zajmuje się córeczką. Dzielimy się obowiązkami i nam obu ten układ odpowiada.
Bo chyba na tym polega partnerstwo w związku. Dla mnie instynkt macierzyński to TO COŚ we mnie, co chciało mieć dziecko. Sprawiał, że poczułam chęć noszenia w sobie życia, podarowania go komuś, otoczenia go miłością. Ale to było bardziej uczucie. Instynkt podpowiada mi pewne zachowania, np. mój mi mówi, że dawanie klapsów jest słabym pomysłem, że kiedy dziecko płacze należy je przytulić, ale nie instruuje mnie w sprawach "technicznych" - jak przebrać, wykąpać, zadbać o ciemieniuchę. Dlatego myślę, że w tym miejscu i tata i mama mają równe szanse na wykazanie się. :)
UsuńNie twierdzę, że instynkt czegoś uczy, tylko pomaga się nauczyć. I tu się zgadzamy :) Instynkt podpowiada zachowania, sprawia że dla naszych małych cudów stajemy się idealnymi matkami, idealnymi rodzicami.
UsuńTak, rodzice od początku mają równe szanse na wykazanie się w nowych rolach. :)
Panie Zielony Wojownik, ja mam co do garnka włożyć nie tylko dzięki temu, że mój mąż ciężko pracuje, ale też dlatego, że przed porodem sama ciężko pracowałam przez kilkanaście lat! I za parę miesięcy wracam do tego kieratu! Kierat plus instynkt to dopiero będzie przejebane, co?
OdpowiedzUsuńCzego i Panu życzę!!!! 😈
hahaha no otóż to! ;)
Usuń