Ostatnio u nas jest pięknie. Bunt dwulatka jakby mniej daje o sobie znać. Wiadomo - Miłce zdarza się pomarudzić, ale najczęściej jak jest po prostu śpiąca. Kto z nas nie jest marudny, kiedy jest zmęczony?
Chodzi mi po głowie taka jedna myśl od dobrych paru tygodni. Taki wniosek mi się nasuwa po przeszło dwóch latach macierzyństwa i dwóch latach obserwowania bardziej i mniej znajomych mam. Im bardziej ja jestem wyluzowana, tym bardziej moje dziecko jest spokojne.
Początki macierzyństwa były trudne. Było masę szczęścia przeplecionego z gorzkimi łzami i ciągłym strachem o to, czy wszystko robię dobrze, czy jestem dobrą matką. Nie pomagały słowa Marcina, który przytulając mnie, zapłakaną, mówił: jesteś zajebistą mamą! Myślałam wtedy:
"Tak mówisz, bo nie czytałeś tych wszystkich poradników! A poza tym nie masz porównania, a ja na pewno popełniam jakieś głupie błędy, które odbiją się na jakże plastycznej psychice naszej małej, niewinnej córki. Jak będzie miała jakieś traumy z dzieciństwa, to wszystko będzie moja wina!"
Dzisiaj myślę, że moje obawy były zupełnie normalne (w końcu chciałam jak najlepiej dla swojego dziecka), ale cieszę się, że już mi przeszło (choć nadal chcę jak najlepiej ;) ). Wrzuciłam na luz.
Kiedy Miłka ma napad szału to ani nie krzyczę, ani nie ryczę. W domu daję jej chwilę na uspokojenie, a potem zagaduję czymś, zajmuję ją książką lub zaczynam budować z Duplo i sama podchodzi do mnie zainteresowana tym, co robię. Rozmawiamy.
Jeśli jestem w sklepie bez wózka i mi ucieka, daję jej zadania. Proszę tu masz serek, wrzuć do koszyka. Jeśli są małe koszyki, jak te biedronkowe, to pozwalam jej prowadzić. Pytam ją o radę: który serek bierzemy, ten czy tamten? Jeśli poszłam do sklepu z wózkiem i zaczyna marudzić daję jej coś do jedzenia lub picia. Również daję jej wybór: soczek o smaku takim czy siakim? Daję jej potrzymać jakieś produkty, kiedy siedzi w wózku. No i streszczam się, sama zresztą nie lubię włóczyć się między półkami.
Kiedy jestem w gościach a Miłka zaczyna "dostawać do głowy", bo zmęczyło ją towarzycho, to zbieramy się i wychodzimy. Zmiana otoczenia w takim wypadku to dla nas błogosławieństwo.
No i przytulanie, praktykujemy dużo przytulania. Przytulasy mają kojący wpływ na nas obie.
Kilka sprytnych trików i macierzyństwo z dwulatkiem staje się po stokroć łatwiejsze. Mimo tego buntu, który czasem daje się we znaki, czuję się sto razy lepszą, spokojniejszą i wypoczętą mamą, niż wtedy, kiedy moje dziecko miało 2 miesiące i teoretycznie "tylko spało i jadło na zmianę" (fajnie by było! ;) ). Jeśli mogłabym dać jakąś złotą radę innym mamom, które do tego jeszcze nie doszły samodzielnie, rzekłabym:
Matko, weź wyluzuj!
Nie przejmuj się pierdołami. Rozlało się? Trudno, powycierasz. Ubrudziło się? Się wypierze! Rozbiło, podarło? Rzecz nabyta. Jeśli szkoda Ci zniszczonej sukienki za 150 złotych, to kupuj córce kiecki za 25 złotych. Uwierz, że każde z Was będzie szczęśliwsze, jeśli nie będziesz miała spiny z powodu dziury w nowej kreacji. Jeśli palniesz do dziecka głupim tekstem raz, to następnym razem ugryź się w język, ale nie dołuj się. Nie dołuj się, kiedy Twoje dziecko rozwija się troszkę wolniej niż dziecko koleżanki - każde ma przecież własne tempo, a jesli pediatra twierdzi, że wszystko jest OK, to znaczy, że jest OK (a jeśli coś Cię poważnie niepokoi to może zmień pediatrę?). Jeśli Twój dwulatek nie mówi pełnymi zdaniami nie znaczy, że coś robisz gorzej. Krzykniesz na dziecko, bo nerwy puściły? No trudno, jesteśmy ludźmi, mamy swoje emocje. Przeproś, jak dorosłego. Dziecko Ci wybaczy, tak jak Ty wybaczasz dziecku.
Perfekcyjne matki nie istnieją.
Zdziwiona? Nawet jeśli zastosujesz wszystkie złote rady z poradników, nawet jeśli będziesz brała do serca to, co mówią przyjaciółki czy Twoja własna mama. Nigdy, ale to przenigdy nie zostaniesz mamą idealną. Możesz za to zostać najukochańszą na świecie! :) Tylko... wyluzuj! ;)
______________________
Zdjęcie zrobione przez Dagę z Całej Reszty :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz