Instagram -->

czwartek, 15 stycznia 2015

Biblioteczko rośnij w siłę, czyli książkowe hity Małej Mi!



Pierwszą książkę Miłka dostała od wujostwa (hehe, ciociu Justynko i wujku Dawidzie - pozdrawiam ;)), mając jakieś pół roku. Właściwie była to cała kolekcja kilku książeczek z twardymi kartami, wiersze Brzechwy.

Początkowo książki służyły mojemu dziecku do gryzienia (jak zresztą każda jedna rzecz). Potem okazało się, że ilustracje też mogą być ciekawe, więc w przerwach między kęsami oglądała to, co przed chwilą gryzła. Oczywiście próbowaliśmy jej czytać, jednak Miła nie okazywała cierpliwości, nudziła się jeszcze zanim skończyliśmy pierwszą stronę i koniecznie chciała zgłębiać treść organoleptycznie. Postanowiliśmy nie uszczęśliwiać jej na siłę naszym recytowaniem i na jakiś czas odłożyliśmy na bok wszelkie lektury (chociaż od kupowania kolejnych pozycji nie mogliśmy się powstrzymać!). Po jakimś czasie Marcin podjął kolejną próbę i się udało, Miłka słuchała! Nie żeby od razu jej Pana Tadeusza przeczytał, ale wierszyk, dwa. Zachwycony tatuś w końcu mógł czytać dziecku na dobranoc! Jazda z książkami zaczęła się na dobre, czytanie wieczorne przestało mieć sens, bo Mała jak zobaczyła bajki to wpadała w dziką euforię, koniecznie musiała kartkować je sama i usypianie kończyło się przednią zabawą. Odkryciem było, że kartki się drą! Co z tego, że tę książkę kocha najbardziej na świecie, że tysiąc razy dziennie mogę jej pokazywać i opowiadać, co jest na ilustracjach, że piesek na obrazku szczeka hau hau, że Pani Króliczek idzie na zakupy do lasu. Możemy to robić przez pół godziny siedem razy dziennie. Leżymy w łóżku i oglądamy te strony, które jeszcze nie zostały zdewastowane. 

Dzisiaj przygotowałam dla Was listę 7 ulubionych książek mojej córki. Oczywiście w moich snach Miłka bawi się jedynie dizajnerskimi i edukacyjnymi książeczkami, z nowoczesnymi ilustracjami, bla bla bla. Tak, jak każda kobieta pragnąca dziecko wyobraża sobie jakie będzie piękne, grzeczne, mądre, okazujące swą miłość na każdym kroku (zwłaszcza w towarzystwie innych ludzi) tak i w tym przypadku realia nie do końca poszły w parze z moimi oczekiwaniami. Zacznijmy więc od końca!

7. Na ostatnim miejscu znajdzie się niestety książka, która u mnie zdobyłaby miejsce 1. Pięknie wydana (Dwie Siostry) z niezwykle prostymi i wymownymi ilustracjami, ucząca tolerancji dla różnorodności książeczka Agaty Królak Różnimisie. Wydaje mi się jednak, że Miłka jest po prostu jeszcze za mała i nie ogarnia o co w niej chodzi, zatem nie tracę nadziei. ;)


6. No ok, nie jest to książka służąca stricte do czytania, a bardziej do zabawy, jednak Miła od czasu do czasu po nią sięga i przesuwa paluszkiem robiąc dzień-noc, dzień-noc. W książce jest bardzo mało tekstu i jest on po Włosku, bo stamtąd też została przywieziona przez moją mamę. Nella Notte Blu, wydawnictwo La Coccinella.





5. Mój ulubiony Tuwim! Książka wydana zupełnie inaczej niż ta, którą pamiętam z dzieciństwa. Lokomotywę, Ptasie radio i Rzepkę znałam na pamięć! To nie jest pierwszy wybór Miłki, kiedy chce pooglądać ilustracje, jednak z wielkim zainteresowaniem słucha. Wydawnictwo Skrzat.


4. Na tym miejscu pojawia się własnie zbiór książeczek z wierszami Brzechwy, o którym pisałam na samym początku. Zwykłe ilustracje, które Miłka uwielbia. Każda książeczka to jeden wierszyk. Znów wydawnictwo Skrzat.


3. Książka, którą Miłka dostała od cioci na zniszczenie. Ciocia wiedziała, co mówi, pozycja na zniszczenie uległa w dużej mierze zniszczeniu, jednak myślę, że to za sprawą tego jak Mała Mi uwielbia ją oglądać (to u nas chyba taka zależność - im mniej kartek tym więcej uczucia do danej lektury). Księżniczka i zaginione szczęście Ulf Stark i Silke Leffler, IKEA.


2. Absolutnym hitem okazała się twarda książka zatytułowana 100 zwierzaków dla dzieciaków, wydawnictwo Wilga. Znów nie ma co czytać, ale na każdej stronie jest kilkanaście zilustrowanych zwierzaków. Miła może siedzieć przy tej książce i wertować ją od początku do końca kilka razy po rząd i za każdym razem będzie tak samo podekscytowana. Przy niej nauczyła się wielu odgłosów zwierząt. Pokazuje palcem, kiedy zapytam gdzie jest dane zwierzątko. Mogę z całą pewnością powiedzieć, że uwielbia tę pozycję.



1. Na szczycie podium stanęła pozycja, którą kupowałam bez przekonania. Szukałam jakichś opowiadań z ilustracjami dla małego brzdąca. Takich, żeby Marcin mógł jej czytać wieczorem. Utonęłam w dziale z książkami dla dzieci, zupełnie nie wiedząc, co wybrać i zasugerowałam się podpowiedzią pani sprzedającej. Pomyślałam: eee, taka przeciętna, ilustracje takie zwykłe, ale kupiłam ją bo już nie miałam ochoty sterczeć przed regałem.  Pani sprzedająca, choć bez entuzjazmu i chyba zupełnie nieświadomie podpowiedziała mi prawdziwą perełkę w naszej kolekcji! Prawdziwy hit, bezcenny! Świadczy o tym stopień dewastacji i cholera, żebyście mogli zobaczyć te iskry w oczach Miłki, kiedy mi ją przynosi do czytania! Często jest to tylko oglądanie obrazków, ale jak ona je przeżywa! Jak widzi na obrazku psa to szczeka, jak widzi mamę królików żegnającą się z dziećmi to robi papa. Na początku grudnia koleżanka Miłki, Julka obchodziła 3. urodzinki. Dostała od nas książkę z serii Martynka. Mama Julki, Magda (pozdrawiam! ;)) powiedziała, że jej pierwsze wrażenie było takie jak moje: zwykła. A potem wszystko stało się jasne. To ulubiona książka także jej córki! Marcel Marlier, seria Martynka opowiada historyjki o zwierzątkach oraz Twoje dobranocki, wydawnictwo Papilon.




A jakie książki Wy serwujecie dzieciom? Co najchętniej "czytają"? Polećcie coś! :)

6 komentarzy:

  1. Matko Pauko!

    Zacznę przewrotnie: nie polecę Ci żadnej książki! Bo nie mam dziecka :) Ale w dwa dni przeczytałam Twojego bloga i muszę Ci to napisać. Wydajesz, się niesamowocie fajną babką. Piszesz nienachalnie, bardzo przewrotnie i w stylu, który bardzo lubię i podziwiam. Pomimo tego, że do większości Twoich tekstów będę się mogła odnieść dopiero za jakiś czas, czytanie Twoich tekstów sprawiło mi wielką przyjemność. Mam wrażenie, że to mogłyby być moje słowa w przyszłości (gdybym tylko potrafiła pisać w tym stylu :) )
    W każdym razie pozdrawiam i życzę samych radości z Miłki.
    Martyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serce mi rośnie, jak czytam Twój komentarz (już któryś raz z kolei :P)! dziękuję!!! :)

      Usuń
  2. Hania jeszcze w początkowej fazie Miłkowego czytania, czyli lepiej pogryźć niż czytać, albo porozrzucać i dreptać po dywanie z książek. :) Choć można powiedzieć, że postępy są! książka Pierwsze urodziny prosiaczka wydana przez wydawnictwo Czerwony konik, to zdecydowanie jej ulubiona, moja zresztą też, bo nie męczy wizualnie. Jak tylko pojawia się strona z żuczkiem i arbuzem Hania od razu wskazuje paluszkiem na żuczka. :)
    Różnimisie też bez echa. a ja, prze uwielbiam!
    Widać, że Martynkę uwielbia, aż oczy się świecą. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że Różnimisie będą dobre w okolicach 2-3 lat i wtedy będziemy mogły zaspokoić swoje potrzeby estetyczne :P ;)

      Usuń
  3. Mamy jedną książkę z serii o Martynce (Martynka w krainie baśni), ale mam wrażenie, że tylko pierwsze opowiadanie jest dobrze napisane, a kolejne tak "byle by były". Pierwsza historia jest piękna i magiczna, napisana ze starannością - jakby wierszem - słowa rymują się ze sobą nadając piękny rytm i melodię tej czytance. A kolejne tak toporne, że aż ciężko się je czyta. Czy nie jest tak samo w innych książeczkach z tej serii?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zasadzie to Marcin jej czytał te bajki na dobranoc, mi się nie udało dotrwać do końca ani jednej czytanki, bo w ciągu dnia to ona rwie się do oglądania obrazków i nie ma szansy na czytanie. Ale zainteresowałaś mnie, przyjrzę się Martynce z bliska! ;)

      Usuń