Już kiedyś kosmetyczka wspominała mi coś na temat bańki chińskiej, ale oczywiście przestałam o tym myśleć kiedy tylko wyszłam z salonu. Ostatnio znów zaczęłam się żalić jaka to ja biedna i nieszczęśliwa przez te moje rozstępy i wiszący brzuch, a ta znów zaczęła śpiewać piosenkę o chińskiej bańce.
Ale Pani! Co to jest?
To takie gumowe bańki, które zasysają skórę i które kosztują mniej niż 20 zł! Poszłam więc do kosmetyczki na masaż takimi bańkami, żeby zobaczyć, jak to się robi, a kolejne zabiegi zamierzam wykonywać sama w domu. A co! Stać mnie! :D
Więc jak to się robi?
Kosmetyczka najpierw wykonuje intensywny, masaż z gruboziarnistym peelingiem. Taki peeling z powodzeniem można zrobić w domu (np. cukrowy). Potem smaruje brzuch oliwką - tak, żeby był poślizg, ale żeby nie ociekało tłuszczem. Następnie wykonuje barrrrdzo intensywny masaż dłońmi. Dla większości osób ten masaż może być bolesny, bo nie ukrywam, że jest bardzo mocny i polega w dużej mierze na szczypaniu skóry i miętoleniu jej. Ja jednak w kwestii masażu jestem swoistym hardcorem, więc bólu nie odczułam. Dobra, przynajmniej nie w tej fazie... Po masażu ręcznym zaczyna się masaż bańkami. Polega on na przyssaniu baniek i jeżdżeniu nią po brzuchu (w moim wypadku to jest brzuch, zabieg ten wykonuje się również na nogi). Pani Jagoda masowała mnie około pół godziny, jednak podobno to zależy od tego jak szybko skóra zacznie reagować, czyli się czerwienić. Wtedy kończymy etap z bańkami i przechodzimy do kolejnej fazy, rozgrzewającej. Zostałam wysmarowana jakimś superserum z mega-giga-ogromną ilością chili (podobno to maksymalna dawka jaką może przyjąć skóra człowieka), po czym kosmetyczka zawinęła mój brzuch folią strech. Jak mówiłam - jestem hardcorem, więc w folii wytrzymałam jakieś 7-10 minut. Po ściągnięciu folii nie było lepiej, bo brzuch już miałam tak rozgrzany, że piekło jak diabli i bez przykrycia. Pomogło wachlowanie wachlarzem.
Zapytana, czy może mam ochotę kupić ów chili-specyfik, niemal wykrzyknęłam, że ABSOLUTNIE NIE! Nie trzeba się jednak aż tak katować. Sądzę, że z powodzeniem wystarczy maska na tyłek, o której kiedyś pisałam TUTAJ.
Najważniejsze, czyli efekty.
Po zabiegu wróciłam do domu i usiadłam na kanapie. Oparłam łokcie na kolanach i... WOW, mam jakby mniej brzucha! Serio, byłam zaskoczona! Myślę, że na większe efekty, takie jak redukcja cellulitu będę musiała trochę poczekać i regularnie masować się w domu, choć moja kosmetyczka twierdzi, że jeśli chodzi o rozstępy znaczną poprawę widać dosłownie po kilku zabiegach. Mówi też, że nie poznała jeszcze lepszego i efektowniejszego (moim zdaniem również ekonomicznego) sposobu na pozbycie się cellulitu jeśli chodzi o zabiegi kosmetyczne.
Myślę, że choć zabieg ten możesz z powodzeniem przeprowadzać w domu, to jednak warto na pierwszy raz pójść do kosmetyczki. Podpatrzysz jak to się robi, porozmawiasz na temat swoich wątpliwości. Tym bardziej, że cena nie zabija - ja za masaż brzucha zapłaciłam 50 zł.
Czy Wy, moje Drogie Czytelniczki, miałyście jakieś doświadczenia z tym zabiegiem? Może polecicie jakieś metody i środki na pozbycie się cellulitu, rozstępów czy ujędrniające ciało? Dzielmy się doświadczeniem! :)
Czy Wy, moje Drogie Czytelniczki, miałyście jakieś doświadczenia z tym zabiegiem? Może polecicie jakieś metody i środki na pozbycie się cellulitu, rozstępów czy ujędrniające ciało? Dzielmy się doświadczeniem! :)