Instagram -->

sobota, 23 kwietnia 2016

Morderstwo w sobotę rano.



Mój konkubent podniósł mi ciśnienie tak, że emocje wzięły górę. Wkurzył mnie w sobotę o 8:30 na tyle mocno, że trochę mnie poniosło. Nagle, nie wiadomo skąd, w mojej dłoni znalazła się siekiera. Trochę tępa, przez co pewnie cierpiał zanim w końcu odesłałam go do piekła, ale nie jest mi przykro.

Wręcz przeciwnie! Czuję dziką satysfakcję. Nie martwię się o nic, każdy sąd mnie uniewinni. W pewnym sensie działałam w obronie własnej, w obronie mojej córki tym bardziej. Przecież to jego wina, sam się o to prosił. Uprzedzałam go wiele razy. Mówiłam, prosiłam, żądałam, a nawet błagałam ze łzami w oczach. Ile można?!

Po prostu zrobiłam to, na co wiele kobiet na świecie nie ma odwagi. Chciałyby w głębi duszy, ale się boją konsekwencji, lecz dzisiaj koniec, kieruję do Was apel! Do Was, moje kochane Koleżanki, moje kochane Czytelniczki, moja Siostro, moja Córko, moja Mamo! Macie pełne prawo zemścić się na swoich facetach, za to, co robią, bo robią to zwyczajnie złośliwie, nie wierzę, że tak nie jest! Każdy sąd, drogie Dziewczyny, Was uniewinni! Żadna sędzina nie będzie miała pytań!

I nie myślcie sobie, że to tylko w konkubinacie takie rzeczy się dzieją, oj nie! Dzieje się tak, dlatego, że oni nas nie słuchają. Można powtarzać do woli, ale koniec końców czynią tak, jak czynili zawsze. Miałam tego po dziurki w nosie i poćwiartowałam te 185 cm chłopa w drobny mak.

No, bo jak można zepsuć taki ładny, słoneczny sobotni, całkiem-wyspany, poranek? Jeszcze dobrze z łóżka nie wyszłam, a słyszę, że pralka chodzi. Myślę sobie, spoko, przez dzień wyschnie, Miłka będzie miała na niedzielę kieckę czystą. Pytam jeszcze zachrypniętym, ale wdzięcznym głosem: 
- Hej, kotku... jakie pranie wstawiłeś?
- Kolorowe.
- O, to fajnie. - chwalę kotka, bo dobry uczynek z samego rana jak bita śmietana.

Godzinę później wyciągam pranie z pralki. Najpierw granatowe majty, potem czarne jak smoła skarpetki, potem zielona sukienka, różowa sukienka, a na końcu, kiedyś śnieżnobiałe: koszulki, majteczki Miłeczki, stanik i kilka skarpet... 

Kolorowe wstawił, kumasz? KOLOROWE!!! KOLOROWE!!!

Zabiłam go za te koszulki. Tępą siekierą go zamordowałam. Sto sztyletów wbiłam mu w plecy, wydłubałam mu oczy za ten daltonizm. Za też śnieżnobiałe podkoszuleczki mojej córki, za ten stanik i te kilka skarpet! Za to, że miliony razy wypruwałam sobie struny głosowe, prosząc, żeby tego nie robił! "Dobraaaa, już nie będę, daj spokój!" - odpowiadał, jakbym robiła z gówna dynamit! Torturowałam go długo zanim go kostucha do bram piekielnych zabrała (nieee, nie ma miejsca w niebie dla takich złoczyńców!). Torturowałam, mściłam się, krew się lała, on skomlał i przepraszał, ja, nie znając litości, dalej się nad nim znęcałam... w myślach... 

...w myślach tylko, bo przypomniałam sobie, że jak tylko otworzyłam oczy to mi powiedział, że "Bogu dziękuje (a to już wyczyn, że do Boga się zwraca, bo on przecież niewierzący), że ma taką piękną dziewczynę". I zmiękłam. 

Ale, nie myślcie sobie, że to koniec kryminału. Co to, to nie. Tym razem obmyślam zemstę skrupulatnie. Zastanawiam się czym pokolorować jego jasne T-shirty. Na początek postanowiłam rozwiesić jego część prania na tzw. rzygaczu, licząc w duchu, że mu te koszulki gołębie obsrają, hłehłe. 

Marny Wasz los, chłopaki, jeśli będziecie prać czarne skarpety z białymi! ;) 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz