Instagram -->

poniedziałek, 27 października 2014

Mroczna seria o cieniach macierzyństwa. O porodzie.



Kiedy wielkimi krokami zbliżał się trzeci trymestr ciąży, kiedy z szafy zaczęłam wyciągać już jedynie ubrania przypominające namiot (dopasowane bluzki i sukienki, spodnie dwa rozmiary mniejsze kurzyły się gdzieś z boku totalnie olane), kiedy zaczęło dochodzić do mnie, że ten pierwszy rozstęp jest zapowiedzią fantastycznej mozaiki na moim ciele, kiedy powoli miałam dosyć tego, że mój brzuch nie jest tak jakby tylko moją sprawą, że mniej lub bardziej obcy ludzie głaszczący mnie po "bębenku" coraz bardziej się naprzykrzają i do tego coraz częściej słyszałam złote porady dotyczące porodu, diety ciężarnej, karmienia piersią, wychowania... wtedy zaczęłam myśleć o porodzie na poważnie.


Zaczęłam się zastanawiać w jaki sposób chcę urodzić, kto ma być obecny przy porodzie, w którym szpitalu ma się to wielkie wydarzenie odbyć. Nie miałam wątpliwości, że przyszły tatuś będzie świadkiem narodzin. Wiedziałam z resztą, że on tego bardzo chce (chociaż sama miałabym wielkie wątpliwości, czy na jego miejscu też bym była taka chętna). A poza tym opcji miałam wiele: poród w domu, w szpitalu, w wodzie, na krześle porodowym... Jasne, że naturalny! Jak Pan Bóg i Matka Natura przykazali! Nawet moja ginekolożka zrobiła wielkie oczy, jak wyznałam, że liczę na poród naturalny: "Jestem zaskoczona! Teraz kobiety by chciały, żeby im otworzyć brzuch, wyciągnąć dziecko i to najlepiej określonego dnia i o określonej godzinie!"

Czytałam więc książki, trochę buszowałam po internecie, pytałam doświadczonych koleżanek, zaczęłam robić notatki, listę rzeczy, które mam zabrać ze sobą do szpitala przywiesiłam na lodówce. "Boję się jak cholera, ale nie ma na mnie haka!" - myślałam. Kobiety rodzą od zawsze i dają radę, wiec ja nie dam? Ciąża przeszła książkowo, dziecko zdrowe, nie pozostaje nic, jak tylko wycisnąć je z siebie, gdy już będzie gotowe. Teoretycznie banał.

Że będę rodzić w jedynym szpitalu w mojej miejscowości - wiedziałam od początku. Niektóre z moich znajomych jeździły do Wrocławia, ale ja nie chciałam serwować sobie dodatkowego stresu kiedy przyjdzie "co do czego" i poświęcać minimum pół godziny na dojazd. Zorientowałam się w temacie i okazało się, że porodówka w Oławie ma całkiem dobre opinie, co mnie tym bardziej uspokoiło. Wyczytałam na stronie internetowej szpitala, że mają wannę do porodu. Będzie poród w wodzie, no czad! Na dodatek podają gaz rozweselający - czego chcieć więcej? Ba! Żeby było jeszcze piękniej przez przypadek obejrzałam odcinek "Miasta kobiet", w którym kobiety opowiadały jak osiągały  o r g a z m  ż y c i a  podczas porodu. Nakręciłam się pozytywnie, bo już widziałam oczami wyobraźni to wielkie wydarzenie i niemal czułam tę ekstazę porodową, mój wielki pierwszy raz! 

Potem poszłam na wizytę kontrolną i pani ginekolog oznajmiła, że dziecko jest już takie duże, że mogę się spodziewać porodu szybciej. No i zaczęłam się bać wychodzić z domu. Chodziłam nie dość jak ciężarna, ale jak ciężarna-paralitka. Bałam się zrobić większy krok (a nuż ten krok zachęci dziecko do wyjścia?!). A żeby było weselej byłam wtedy w siódmym miesiącu, więc jeszcze dwa niezwykle długie miesiące chodzenia tip-topami... 

Nie przestałam jednak chodzić na basen. Ratownicy, którzy mnie już tam dobrze znali pytali czy się nie boję, że mi na basenie wody odejdą. Odpowiedziałam raz: "liczę na to, gdyż marzę o porodzie w wodzie".

Ostatni trymestr był katorgą. Nie dość, że byłam wielka jak amfibia. Nie dość, że kolejne rozstępy pojawiały się z godziny na godzinę (serio!). Nie dość, że w mieszkaniu był remont łazienki i musieliśmy mieszkać u cioci przez ponad miesiąc. To wszystko mało. 

Po pierwsze sikanie. Non stop i bez przerwy. Co godzinę, czasem co pół. Wstawanie z łóżka polegało na budzeniu Marcina, bo musiał mi podać rękę. Co godzinę. 

Po drugie spanie. Musiałam mieć trzy poduszki: jedną pod głowę - wiadomo, drugą pod brzuch, trzecią między nogi. Brak którejkolwiek oznaczał niemożność zaśnięcia. Ponadto w trzecim trymestrze już za bardzo nie można spać na plecach, bo dziecko siada na kręgosłup, a już w drugim trymestrze wiele ciężarnych dowiaduje się co oznacza ból kręgosłupa. Masz zatem dwie pozycje do spania: na lewym boku lub na boku prawym. Ale! Najlepiej na lewym, cytuję: "Leżąc na prawym boku lub na plecach można doprowadzić do ucisku żyły głównej dolnej, która biegnie po prawej stronie kręgosłupa, zmniejszając dopływ krwi do serca. Krew zostaje w dolnej części ciała stopy, nogi, miednica)."*. Od leżenia na boku bolą - nie, sorry, nie bolą - naparzają biodra (przynajmniej ja tak miałam) - stąd między nogami musiałam mieć poduszkę. Żeby było jeszcze mniej różowo dodam, że w nocy najczęściej łapią skurcze mięśni, więc jeśli już udało mi się zasnąć (bo miałam wszystkie poduszki, odpowiednią ilość miejsca, odpowiednio ciemno i cicho w pokoju) budziły mnie następujące rzeczy: potrzeba siku, skurcz w łydce, ból bioder, skaczące w brzuchu dziecko lub lęki przedporodowe. 

Po trzecie przeróżne dolegliwości: zgaga, ból wątroby (dziecko uciska), różne dziwne zmiany skórne, puchnięcie nóg, a potem nie tylko nóg - woda się zatrzymuje w organizmie ciężarówy (tak jakbym mało miała wód płodowych w sobie).

Tym bardziej zaczęłam marzyć o porodzie. To nie były marzenia, to był absolutny  m u s t  h a v e ! Wybrałam się więc do szpitala dowiedzieć się "co i jak". No i tak: porodów w wannie nie prowadzą od jakiegoś czasu, bo coś tam. "Jak kurwa, bo coś tam?! Jak możecie mi to robić?! Teraz! Gdy ja już prawie rodzę! Mój piękny, rozważny i romantyczny plan trafił szlag, bo wy coś tam!"  - krzyczałam w myślach. "Dziękuję, do widzenia." - powiedziałam i poszłam płakać do domu. Na dodatek nie swojego...

Potem jeszcze chodziłam w tej ciąży i chodziłam. Spotykałam ludzi, którzy się dziwili, że ja ciągle w jednym kawałku. Dwa dni przed terminem porodu poszliśmy z Marcinem na wesele. Minął termin porodu, minęły kolejne dni, zaczął się następny miesiąc (i ciąży, i kalendarzowy). Byłam tak wycieńczona trzecim trymestrem, całym okołoporodowym napięciem, że było mi wszystko jedno jak urodzę, gdzie urodzę, kto będzie przyjmował poród. 



c. d. n.
______________________________________________________________________
* cytat ze strony Przed Porodem
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz