Przedwczoraj wieczorem z przygodami wróciłyśmy do domu, a tam... czysto, posprzątane, pachnie praniem, łazienka umyta, zero naczyń do mycia. Trwało to 5 minut - potem zaczęłam czegoś szukać w walizkach. A dzisiaj już jest tak jak było przed wyjazdem. Kiedy to się stało i kto to zrobił?!?
Podsumowanie organizacyjne wakacji:
1. Następnym razem zabiorę więcej sukienek i zdecydowanie mniej swetrów. Tym razem proporcja wynosiła 0:5 (ja się pytam: kto mnie pakował?!?!). Październik w Toskanii to nie jesień tylko późne lato - zamierzam wbić to sobie do głowy raz na zawsze!
2. Jeśli chodzi o pakowanie to generalnie miałam za dużo rzeczy. Spakowana byłam co prawda do torby podręcznej wraz z kosmetykami (i częściowo ubrankami Miłki). Mimo wszystko połowy ciuchów nie ubrałam (bo były zbyt ciepłe), a z powrotem miałam do zabrania ze sobą tyle rzeczy, że musiałam dokupić bagaż, a i tak wszystkiego nie zabrałam.
3. Pożyczona TULA to był strzał w dziesiątkę. Nie wiem ile razy uratowała mnie przed dźwiganiem na rękach tego prawie 13 kilogramowego potwora!
4. Zakup torby Lupino marki Color Stories był świetnym pomysłem! Spełniła absolutnie wszystkie wymagania, które jej postawiłam. Solidnie wykonana, ładnie wykończona, pomieści duże zakupy, świetnie nadaje się na plażę, można bez obaw prać w pralce, jest lekka i dość łatwa w użytkowaniu. Przy tych wszystkich zaletach cena jest rewelacyjna (do 100 zł). Bardzo prosty mechanizm zapinania, nie odpina się, a rączki torby są na tyle długie, że swobodnie można ją zarzucić na ramię (nawet jak miałam dziecko w nosidle na plecach, torbę mogłam nieść na ramieniu). Mogłaby być zapinana na suwak - wtedy lepiej spisałaby się na lotnisku jako podręczna torba dla dziecka. Mam nadzieję, że pomogłam tym, które się jeszcze zastanawiają nad jej zakupem, bo mi było ciężko znaleźć wyczerpującą opinię.
5. Da samolotu warto wziąć poduszkę w kształcie walca. My w drodze powrotnej mieliśmy pluszaka - świnkę z IKEI, która ma taki własnie kształt i to nam robiło za poduszkę. Takiego brzdąca musisz trzymać na kolanach w czasie lotu, może zechcieć spać (Miłka spała) przyjmując przy tym dziwne pozycje (i ja w tym wszystkim wygięta jak chińskie S, żeby małej było jak najwygodniej). Poduszkę włożysz pod dziecko, pod łokieć, pod swoje plecy czy pod kark - jakkolwiek ułatwi Ci wysiedzenie w dziwnych pozycjach.
6. Dla malucha do samolotu koniecznie zabieramy przekąski, a smoczek musi być gdzieś pod ręką. Przede wszystkim dla uszu dziecka. Zmiany ciśnienia zatykają nam uszy i my sobie z tym radzimy przełykaniem śliny, gimnastyką szczęki, ziewaniem, żuciem gumy. Szesnastomiesięcznej Miłce nie powiem, żeby przełknęła ślinę. Jedzenie i smoczek były wystarczające.
7. Zajęcie dla malucha. Zadbałam o to aż nadto, bo nabrałam książeczek, różnych zabawek, którymi ostatnimi czasy się nie bawiła. W rzeczywistości wystarczyłaby jedna - dwie papierowe książeczki (żeby były lekkie), których nie będzie nam szkoda, jeśli się zniszczą. Przynajmniej tyle wystarczyło Miłce. Bardzo ładnie zniosła podróż (pani, która siedziała za nami w samolocie pochwaliła moje dziecko mówiąc, że była bardzo grzeczna), sporo spała, jak marudziła wystarczyły przekąski i woda do picia i niestety/stety smoczek.
Wypunktowałam najważniejsze, teraz mogę wrócić do sprzątania! W poniedziałek Miła wraca do żłobka, liczę na to, że jej się przypomni, jak bardzo lubiła tam chodzić jeszcze parę tygodni temu. Niemniej będę wdzięczna za trzymanie kciuków ;).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz