Bez bicia przyznaję się, że nie ogarniam. Nie nadążam z ogarnianiem mieszkania po przechodzącym przez nie codziennie huraganie o imieniu Miła.
Miła jest wszędzie, nie usiedzi więcej niż 5 minut przy jednej zabawce. Nie lubi bawić się sama, a jeśli nie słyszę jej przez 10 minut to znaczy, że na pewno dorwała się do mojego laptopa lub/i telefonu, co prędzej lub później kończy się katastrofą, czyli rzuceniem którąś z tych rzeczy o podłogę. Jeśli już pójdę do kuchni i zabiorę się za mycie garów to są dwie opcje:
a) Robi coś, czego jej nie wolno:
- bawi się komputerem lub telefonem,
- weszła na stół i "czyta" dokumenty taty (czyli: rwie, gryzie, w najlepszym wypadku gniecie),
- dorwała flamastra i rysuje po meblach lub dorwała flamastra, meble już porysowała i teraz wysysa wkład,
- grzebie w doniczce rozsypując ziemię, oblizując palce,
- grzebie w moim portfelu,
- udało jej się odtaranować szafkę, w której trzymam maszynę do szycia z akcesoriami (igły, szpilki, nożyce, małe i duże guziki, agrafki, tasiemki itd.).
- zdobyła jakąś ciecz (szklankę ze stołu z wodą, wodę ze swojego kubka-niekapka-alejednakkapka) i tę ciecz rozlała na podłogę i tarza się w niej lub rozciera (tzn w jej mniemaniu to chyba ściera),
- wyrywa kartki ze swojej ulubionej książki,
- siedzi razem ze mną w kuchni i dobiera się do wszystkiego, czego nie zdążyłam jeszcze ogarnąć (no bo przecież dopiero zaczęłam sprzątać): solniczka, pieprzniczka, masło, cukier, nóż, cebula, śmieci, miska psa z jedzeniem, miska psa z wodą, miód, mieszanie niedopitej kawy lub wypicie jej jednym haustem, mieszanie łyżką drewnianą w ziemi w doniczkach z ziołami.
b) Trzyma się mojej nogi i udaje, że płacze lub faktycznie płacze.
Czasem uda mi się zgarnąć zabawki i cały majdan z podłogi do pudełek i pojemników i wtedy porządnie odkurzę, ale to rzadkość, bo zazwyczaj ja w jednym miejscu wszystko zbiorę i idę do drugiego to ona już jest w tym pierwszym i to co pozbierałam leży już na podłodze. Odkurzać muszę dość często ze względu na sierść psa, więc robię to omijając różne przeszkody (mega-giga-szalony-slalom połączony ze skokami przez płotki).
No, ale do rzeczy. Zostałam wyzwana (?) przez Justynę z Interior Smoothie do wyznania grzechów prawie perfekcyjnej kury domowej. Więc mam odpowiedzieć na kilka pytań. Chyba będzie bolało.
1. Dwa obowiązki domowe, które lubisz robić w domu.
Hmm. Hmmmmm. Luuubię.... odkurzać. Tak, lubię to robić. Mam fajny odkurzacz i lubię to robić, jeśli mam wolną podłogę, czyli kiedy jest ogarnięte. Tylko, że nienawidzę ogarniać (patrz punkt 2.). No i lubię gotować i piec. (Gotowanie się liczy no nie?). No dobra, jeśli gotowanie jest naciągane to dodam, że lubię sobie porządnie umyć łazienkę. Raz na jakiś czas, bo zwykle to tak z grubsza... A, zapomniałabym! Jeszcze jedno! Wiem, że miały być tylko dwa, ale zauważcie, że piszę to po to, żeby podbudować siebie, żeby udowodnić sobie, że nie jestem aż tak strasznie nieperfekcyjną panią domu! Lubię myć okna.
2. Dwa obowiązki domowe, których nie lubisz robić w domu.
NIENWIDZĘ ogarniać, czyli: zbierać rozrzuconych ubrań, zabawek, kłaść rzeczy na swoje miejsce. Ile się przy tym trzeba nachodzić! Kiedy Marcin ma wolny dzień bierzemy się za sprzątanie (czy kogoś razi to, że często sprzątamy w niedziele?) to ja uciekam jak najdalej od ogarniania, czyli najczęściej nurkuję w kuchni zmywając gary. Ogarnianie robi tu za wiele czynności więc nie będę szukać drugiego obowiązku, który nienawidzę robić (lepiej nie uświadamiać sobie tego).
3. Czy lubisz gotować? Jeśli tak to jaka jest Twoja popisowa potrawa?
Lubię gotować i piec. Popisowe dania serwuję, gdy nie mam nic w lodówce. Myślę, że Marcin i moja przyjaciółka, która u mnie w czasach licealnych pomieszkiwała (Kasiu, pozdrawiam!) potwierdziliby, że potrafię zrobić coś z niczego. Ponadto mam popisową tartę czekoladowo - karmelową, którą piekę na specjalne okazje. Piekłabym częściej, ale zwykle lubię piec coś, co nie wymaga poświęcenia temu większej ilości czasu, a zrobienie tej tarty wymaga chwilki dłuższej niż chwilka. Postaram się podać przepis przed świętami. Może ktoś się pokusi i na święta upiecze (byłabym zaszczycona).
4. Podziel się dwoma trikami a’la Perfekcyjna Pani Domu.
Hmm. Nie stosuję takich trików, ale od jakiegoś czasu robię sukcesywnie porządki w różnych kątach, gdzie nagromadziłam rzeczy i pozbywam się ich. Więcej czasu poświęcam na myślenie o zakupach i potrzebnych mi rzeczach, a rzadziej podejmuję spontaniczne decyzje zakupowe, które kończą się zaleganiem tanich, nieużywanych rzeczy w kątach domu. Także w szafie. Od jakiegoś czasu kupuję ciuchów zdecydowanie mniej, pozbyłam się niewyobrażalnej ilości szmatek. To raczej nie trik, a pewna stała zmiana w życiu. Jednak uważam, że pozbycie się nadmiaru przedmiotów, których nie używamy i które są nam zbędne jest mocno wyzwalające.
5. Wymień dwóch ulubieńców domu.
Marcin i Miłka. Ach! Miały to być przedmioty? W takim razie moje łóżko. Mogłoby być większe, ale ten ból biorę na siebie, bo to ja chciałam więcej przestrzeni w domu (co mi strzeliło do łba, przecież spodziewaliśmy się dziecka! hormony, to na pewno te przeklęte hormony...). Najważniejsze, że jest wygodne, dosyć twardy materac, ale nie decha. Ponadto kocham to uczucie, kiedy po obejrzeniu The Walking Death mogę położyć głowę na podusi, przykryć się pierzynką, przytulić do Marcina i pomyśleć, że zombie nie istnieje. Drugim przedmiotem jest wanna. Przy remoncie łazienki brana była pod uwagę kabina prysznicowa (nie było możliwości na wciśnięcie do łazienki obu rozwiązań). Ja jednak zacięcie walczyłam o wannę, bo choć nie biorę kąpieli codziennie, tylko raz na jakiś czas, to jednak odebranie tej możliwości bezpowrotnie raz na następne 10 lat było bardzo pesymistyczną wizją. Wywalczyłam i mam. Od czasu do czasu leżę w bąbelkach z serialem na klopie (tzn. laptop stoi na klopie), nakładam maseczkę na twarz i się relaksuję. Dodam jeszcze tylko, że jak dorobię się zmywarki to ona stanie nad wanną (nie w łazience, tylko w hierarchii ulubieńców), a może nawet nad łóżkiem. Myślę, że zostanie moją przyjaciółką nr 1!
6. Mieszkanie czy dom?
Ja, całe życie mieszkająca w pożal się Boże żelbetonowych czterech ścianach, całe życie marzyłam o domu. Wielki i z ogrodem. Nie z ogrodem, tylko z gigantyczną działką, z kawałkiem lasu, strumieniem i widokiem na góry. W tym punkcie mogłabym napisać całą rozprawkę o domu marzeń. Począwszy od tego, że jest umieszczony w głuszy, skończywszy na jego pasywności i rekuperacji. Jeśli dom, to któryś z tych od Jakuba Szczęsnego Simple Hause (zakochałam się w tych domach!). Jednak jeśli trafiłoby się tak, że w domu mieszkać nie będzie mi dane to opcją nr 2 jest mieszkanie w starej kamienicy (ze skrajności, w skrajność, wiem, wiem...). Kocham klimat tych mieszkań, ich ciężar, możliwości jakie nam dają. Jeszcze jakby na klatce schodowej były oryginalne, przedwojenne płytki ceramiczne... no miód!
7. Kto prowadzi budżet domowy?
Niestety ja. I tak jest lepiej niż w zamierzchłych czasach, kiedy co pół roku wyłączali mi prąd, gdyż zapominałam, że kiedyś tam przyszła prognoza na całe sześć miesięcy za energię... (Nie mogliby abonamentu jakiegoś przesyłać? :P)
8. Pedantka czy bałaganiarz?
Bałaganiarz z natury. Jednak uważam, że to bzdura, że sztuką jest się odnaleźć w bajzlu (czy tam chaosie). Ja bardzo lubię przebywać w porządku i żeby było śmieszniej, będąc w pracy zawsze dbałam o to, żeby wszystko było na swoim miejscu i żeby moje stanowisko było uprzątane na bieżąco.
9. Jak wyglądałby Twój wymarzony dom?
Może mnie ponieść fantazja? Chciałabym, aby był maksymalnie funkcjonalny, żeby wszystko pomieścił, żeby większość rzeczy można było schować, żeby się nie kurzyło, żeby się go sprzątało w 15 minut. Ma być oszczędny. Nowoczesne rozwiązania. Prosty, wręcz minimalistyczny. Ma mieć duszę. Wewnątrz niewiele klamotów, żadnych bibelotów. Jeśli sztuka to użytkowa, a jeśli nie użytkowa to obrazy na ścianach i fotografie. Z naciskiem na lokalny patriotyzm, czyli bardzo chciałabym wpierać lokalnych rzemieślników i polskich artystów. Lubię drewno i chciałabym, żeby było go sporo w moim domu.
10. Tradycja wyniesiona z domu, którą praktykujesz do dziś?
Moja mama co wieczór pije ziołową lub zieloną herbatę. Pokochałam zieloną herbatę tak samo. Piję ją z ulubionej Chodzieżowej filiżanki. Posłodzenie jej jest niedopuszczalne.
Nie spodziewałam się, że napisanie tego posta tak mnie pochłonie. Powiem tylko, że na pewno nie będę jutro wyspana. Ale fajnie było, dzięki Justyna!
Czy mam kogoś "wyzwać"? No to wyzywam, albo nie, nie wyzywam tylko zapraszam! Mamę, co ma FLOW i mamę, której bloga poznałam dzięki Flow - Lisią Mamę! :)
Ale fajnie mnie nazwałaś! ;) Przyjmujemy wyzwanie!
OdpowiedzUsuńPasuje jak nic! :) A ja luuuubię liski :)
UsuńW punkcie o wymarzonym domu, odnalazłam siebie w 88% :) Fajny post-pokazujący że nie każdy musi być jak z obrazka, idealny bla bla bla. A poza tym wystarczy że jesteś mega zajebistą mamą i masz ciekawe pióro- gdyby do tego doszło perfekcyjnie czyste mieszkanie, to byłaby spora przesada. ;-)
OdpowiedzUsuńDokładnie myślę to samo - nie można być perfekcyjną, bo byłoby nudno :P ;)
Usuń