Jakiś czas temu oglądałam "Miasto kobiet" na TVN Style. Poruszony został temat nagości rodziców w obecności dzieci. Gośćmi byli: Najsztub, pani psycholog i jakaś Pani Matka Dwóch Synów (to prawie jak tytuł naukowy).
Najsztub opowiedział historię ze
swoich wakacji we Włoszech gdzie był ze swoimi niemal dorosłymi już córkami.
Nie żyli razem pod jednym dachem i z rozmowy zrozumiałam, że generalnie od niedawna
utrzymują ze sobą kontakt. W każdym razie pojechali w trójkę na wakacje. Tata
zapytał dziewczyn jak chcą się opalać: w strojach czy na golaska. Młodsza
powiedziała, że na golaska jej nie przeszkadza. Starsza miała opory. Razem z
młodsza opalali się więc nago, starsza ściągnęła strój kilka dni później. Pani
Matka Dwóch Synów była oburzona i zniesmaczona. Ona z kolei nie wyobraża sobie
sytuacji, w której jej syn mógłby ją ujrzeć nago. Dla niej nagość =
seksualność. Odniosłam wrażenie, że Pani Matka rozebrała się przed kimś dwa
razy w życiu - po to, żeby zostać Matką Dwóch Synów.
Zaczęłam się zastanawiać jak to jest u nas. I jak to było, kiedy ja byłam dzieckiem. Nie pamiętam nagiego taty. Pamiętam, że mama bez oporów przebierała się przy nas, ale w pewnym momencie mi to zaczęło przeszkadzać, o czym jasno zakomunikowałam i zostało to uszanowane. Pamiętam, że w okolicy 11 roku życia (a może wcześniej) zaczęło mnie denerwować wchodzenie rodziców do łazienki, podczas mojej kąpieli. Powiedziałam im to, ale na początku się zapominali i odruchowo wchodzili. Któregoś razu zastali zamknięte drzwi od środka i szybko się nauczyli. Generalnie to JA wyznaczałam granice. I wydaje mi się, że to było OK, to było w porządku. Zresztą mniej więcej to powiedziała ta psycholożka w Mieście Kobiet. Żeby nagość traktować jako coś naturalnego, ale z uważną obserwacją dziecka. Nie chodziło jej o to, że jak jeden mąż i jedna żona mamy zacząć paradować w domu na golasa, żeby pokazać dziecku, że nagość to nic złego - przecież wcale nie musimy tego lubić. Po prostu nie róbmy wielkiego halo z tego, że dziecko zobaczy nas nago, bo wejdzie do łazienki, bo zobaczy jak się przebieramy. Jeśli dziecko komunikuje, że je to krępuje, przeszkadza, irytuje - uszanować. Zgadzam się z takim podejściem.
Pamiętam też pierwsze zajęcia z rysunku na ASP. Sztaluga, biały karton, węgle, ołówki. Starszy pan wszedł do sali, w kąciku ściągnął ubranie i jak go Bozia stworzyła usiadł przede mną. Początkowo czułam skrępowanie, nie powiem, że nie. Pierwszy raz widziałam w pełnej okazałości stare ciało. No i co miałam zrobić? Zacząć krzyczeć czy uciekać? Trzeba było zachować poziom, bez komentarzy i głupich uśmieszków stać i szkicować. W oswojeniu się pomagał profesjonalizm modeli - czy to starszych czy młodszych - to było dla nich naturalne, często pracowali tak już parę lat i nie robiło na nich wrażenia rozebranie się przed młodzieżą. W relacji rodzic - dziecko to MY jesteśmy modelami. To od nas w dużej mierze zależy jak dziecko będzie traktowało czyjąś nagość, a także swoją i swoje ciało.
O ile uważam, że Najsztub powinien był uszanować wolę starszej córki, która być może nie chciała oglądać frędzla swojego taty (i rozebrać się dopiero kiedy obie będą na to gotowe), to generalnie nie mam nic przeciwko chodzeniu nago przy dzieciach (jeśli im to nie przeszkadza). Fakt, że córki koniec końców opalały się bez oporów w negliżu nie jest dla mnie niczym strasznym. Jednak postawa Pani Matki Dwóch Synów ubawiła mnie totalnie (stąd moja kąśliwość w jej kierunku). Za wszelką cenę chciała udowodnić, że to co zrobił Najsztub jest złe, zboczone, ohydne, niedopuszczalne, kazirodcze (i szatańskie?) i powinno to być karane. Nic co ludzkie nie jest mi obce - oprócz nagości (nagość jest nieludzka?). Nagość = Seks. A seks jest tylko dla dorosłych. Jak będziesz miał żonę to się dowiesz co to jest seks (i nagość).
Nie lubię takich skrajności. Moim zdaniem we wszystkim najlepiej zachować umiar i zdrowy rozsądek (sama też ciągle się tego uczę). Wtedy też o szacunek łatwiej. A koniec końców chodzi przecież właśnie o to.
Pamiętam też pierwsze zajęcia z rysunku na ASP. Sztaluga, biały karton, węgle, ołówki. Starszy pan wszedł do sali, w kąciku ściągnął ubranie i jak go Bozia stworzyła usiadł przede mną. Początkowo czułam skrępowanie, nie powiem, że nie. Pierwszy raz widziałam w pełnej okazałości stare ciało. No i co miałam zrobić? Zacząć krzyczeć czy uciekać? Trzeba było zachować poziom, bez komentarzy i głupich uśmieszków stać i szkicować. W oswojeniu się pomagał profesjonalizm modeli - czy to starszych czy młodszych - to było dla nich naturalne, często pracowali tak już parę lat i nie robiło na nich wrażenia rozebranie się przed młodzieżą. W relacji rodzic - dziecko to MY jesteśmy modelami. To od nas w dużej mierze zależy jak dziecko będzie traktowało czyjąś nagość, a także swoją i swoje ciało.
O ile uważam, że Najsztub powinien był uszanować wolę starszej córki, która być może nie chciała oglądać frędzla swojego taty (i rozebrać się dopiero kiedy obie będą na to gotowe), to generalnie nie mam nic przeciwko chodzeniu nago przy dzieciach (jeśli im to nie przeszkadza). Fakt, że córki koniec końców opalały się bez oporów w negliżu nie jest dla mnie niczym strasznym. Jednak postawa Pani Matki Dwóch Synów ubawiła mnie totalnie (stąd moja kąśliwość w jej kierunku). Za wszelką cenę chciała udowodnić, że to co zrobił Najsztub jest złe, zboczone, ohydne, niedopuszczalne, kazirodcze (i szatańskie?) i powinno to być karane. Nic co ludzkie nie jest mi obce - oprócz nagości (nagość jest nieludzka?). Nagość = Seks. A seks jest tylko dla dorosłych. Jak będziesz miał żonę to się dowiesz co to jest seks (i nagość).
Nie lubię takich skrajności. Moim zdaniem we wszystkim najlepiej zachować umiar i zdrowy rozsądek (sama też ciągle się tego uczę). Wtedy też o szacunek łatwiej. A koniec końców chodzi przecież właśnie o to.
_________________________________________________________________
zdjęcie obrazu Alexandre Cabanel Narodziny Wenus, wikipedia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz