Jeśli nie pcha Cię do tego instynkt, jeśli nie czujesz potrzeby przedłużenia gatunku, pozostawienia po sobie spuścizny...
Jeśli nie lubisz dzieci, jeśli nie pojmujesz hałasu, który generują, a rzucane wciąż przez Twojego małego kuzyna pytanie "a dlaczego?" uważasz za bezsensowne i upierdliwe...
Jeśli nie kręcą Cię małe stópki, a dział z miniaturowymi, różowo-błękitnymi ubrankami w Tesco obchodzisz szerokim łukiem...
Jeśli przysłuchując się rozmowom swoich dzieciatych koleżanek o kupkach i zupkach odnosisz nieodparte wrażenie, że ich mózgi zamieniły się w papkę marki Hipp...
Jeśli delikatne sugestie Twojej rodziny w temacie jej powiększenia wywołują u Ciebie odruch wymiotny (a potem paniczny strach, że to mdłości ciążowe)...
Jeśli nie czujesz potrzeby stworzenia nowej jednostki, małego człowieka...
Jeśli dobija Cię myśl o tym jakby mogło wyglądać Twoje ciało po ciąży, porodzie, nieprzespanych nocach i ewentualnym (o, zgrozo!) karmieniu piersią...
Jeśli uważasz, że na dziecko zwyczajnie Cię nie stać...
Jeśli nie chcesz brać na swoje barki tak wielkiej odpowiedzialności...
Jeśli uważasz, że na dziecko zwyczajnie Cię nie stać...
Jeśli nie chcesz brać na swoje barki tak wielkiej odpowiedzialności...
Jeśli zdążyłaś być w Tokio, zdążyłaś w Paryżu, dom zdążyłaś i jeszcze możesz zdążyć urodzić, powiadam Ci: zrób to.
Nie dlatego, że kochasz dzieci, że na widok ich małych stópek masz ślinotok, nie dlatego, że pcha Cię instynkt macierzyński, chęć przedłużenia gatunku, nie dlatego, że branie udziału w tworzeniu nowego człowieka to najbardziej fascynująca rzecz na świecie. Zrób to dla siebie.
Zrób to,
ŻEBY MIAŁ SIĘ KTO TOBĄ OPIEKOWAĆ NA STAROŚĆ.
ŻEBY MIAŁ SIĘ KTO TOBĄ OPIEKOWAĆ NA STAROŚĆ.
Żebyś mogła zapewnić zajęcie po pracy swojemu dorosłemu dziecku. Ba! Żeby mogło zwolnić się z pracy po to, żeby opiekować się Tobą 24h/dobę. Żeby mogło Ci zmieniać pieluchy, gdy zajdzie potrzeba. Myć Cię, karmić, wysłuchiwać marudzenia, z czasem być może bełkotu, zapewniać towarzystwo. Generalnie wszystko to, co Ty robiłaś przy nim, gdy był małym dzieckiem. Niechaj to będzie fantastyczna inwestycja w Twoją przyszłość, dużo lepsza niż składki emerytalne i oszczędzanie. Niech dziecko wie, po co ma rodziców.
Najgorsze, co mogę sobie wyobrazić myśląc o mojej starości to fakt, że swoją chorobą i niedołężnością mogłabym obciążyć swoje potomstwo. Nie chcę, aby moja córka w przyszłości musiała zmieniać mi pieluchy, czy zakręcać odkręcony gaz, o którym zapomnę. Jeśli dojdzie do tego, że będę zniedołężniała lub, co gorsza: chora psychicznie, to niniejszym deklaruję już dziś: Kochane dzieci! Jeśli nie będę w stanie zaopiekować się sama sobą, oddajcie mnie do domu spokojnej starości.
To bardzo szlachetne ze strony dorosłych dzieci, które mieszkają pod jednym dachem ze swoimi chorymi rodzicami, opiekując się nimi. Wiem jednak, że wiele z nich robi to, dlatego, że dla ich rodziców największym poniżeniem byłoby pójście do domu starców. Zostaliby oskarżeni o zaniedbanie i niewdzięczność.
Dlatego śmieszy mnie i trochę smuci zarazem, kiedy jako argumentu dla posiadania dzieci podaje się opiekę dla rodzica na starość. Ja chcę, żeby na moją starość moje dzieci korzystały z życia, a nie żeby to życie spędzały na zajmowaniu się mną.
Więc cofam, żartowałam.
Nie chcesz dzieci to ich nie rób, a na pewno nie po to, żeby mieć na stare lata kogoś do zmiany pampersów.
Więc cofam, żartowałam.
Nie chcesz dzieci to ich nie rób, a na pewno nie po to, żeby mieć na stare lata kogoś do zmiany pampersów.