Instagram -->

piątek, 29 sierpnia 2014

Wrocław kontra Opole. Wybieramy (się do) ZOO.



Oczywiście piszę tu z perspektywy wycieczki z piętnastomiesięcznym dzieckiem. Uwaga - porównuję. 

Wybierając się do ogrodu zoologicznego z małym brzdącem nie liczy się tylko ilość gatunków zwierząt, które można zobaczyć, ale ogólna atmosfera, okoliczności przyrody - teraz to wiem.

Do Wrocławia pojechałyśmy na początku wakacji, kiedy chyba każdy wrocławski rodzic stwierdził, że to świetny moment na zwiedzanie ZOO z dzieckiem. Ludzi było bardzo dużo - przy ówczesnych remontach - za dużo. Zwierzęta we Wrocławiu były bardzo senne, wyeksponowane jakoś tak, że na prawdę niewiele widać. Oznakowanie tak nas poprowadziło, że nie widziałyśmy kilku "obiektów", na których nam zależało, w tym żyraf i dziedzińca zwierzęcego. Kręciłyśmy się w kółko, aż w końcu dzieci były na tyle marudne, że postanowiłyśmy wracać do samochodu.

Co zrobiło na Miłce największe wrażenie? Uchatki pływające za szybą - oglądała z otwartą buzią oraz wielkie ptaki, które były za siatką na wyciągnięcie ręki, słonie, pelikany, które wyszły całym stadem zza ogrodzenia i kierowały się w stronę ludzi. Poza tym niektóre zwierzęta były tak ospałe, że wyglądały jak wypchane, albo zlewały się z tłem i budziły małe zainteresowanie. Małp mi było zwyczajnie żal (a myślałam, że to będzie jedna z głównych atrakcji), bo wyglądały na nieszczęśliwe, ospałe, znudzone. Generalnie moje dziecko bawiło się świetnie, jak dla niej zobaczyła dużo (spacerowałyśmy 2 - 3 h). Ja jednak musiałam się trochę nagimnastykować ze względu na brak podjazdów dla wózków, a sporo było schodków do pokonania. 

Poza tym cena. Jest szokująco wysoka przy cenniku opolskim - 30zł (bilet normalny) we Wrocławiu przy 8zł w Opolu - sami przyznajcie. 

Opole. Zaparkowałyśmy auto na dużym parkingu (we Wrocławiu był z tym problem, szukałyśmy miejsca przez jakąś chwilę). Potem spacerek jakieś pół kilometra i tu już miłe zaskoczenie - znaki prowadzą do ZOO, ale jak na razie wita nas park zielenią i wysokimi drzewami. Chociaż trzeba podejść kawałek, spacer jest bardzo przyjemny, ścieżka podzielona na rowerową i dla pieszych, gładka nawierzchnia, przejazd spacerówką - zero problemów. 

Wchodzimy do budynku z kasami - kolejne zdziwienie - ceny tak niskie, że szczęka nam opada (za całą wycieczkę zapłaciliśmy niewiele więcej niż za jeden normalny bilet we Wro). Zwiedzamy. Pomijając pierwszą ścieżkę, która była wysypana drobnymi kamykami i lekko się zakopałam wózkiem - cała reszta to były ścieżki łatwe, lekkie i przyjemne dla spacerówki o wąziutkich kołach. Poza tym nigdzie nie musiałam dźwigać wózka, wszędzie tam, gdzie wejście nas interesowało były podjazdy - czego niestety nie można powiedzieć o ZOO we Wrocławiu. Okolica sprzyjająca relaksowi - dużo wysokich drzew dających cień, zieleni, stawów, rzeczek. 

Udało nam się przyjechać na karmienie zwierząt (jakoś po godz. 10), można je było zobaczyć w dużych skupiskach. Niektóre zwierzęta były na wyciągnięcie ręki. Puma przeszła 2m od nas (za szybą), małpy były genialne - skakały po linach, bawiły się, jadły przy nas. Gorylem Miłka była zachwycona - wielki, siedział metr od niej, drapał się po brzuchu, dłubał w nosie, oku, uchu, nic sobie z nas nie robiąc. Jak powiedziałam do niej, że już idziemy oglądać inne zwierzaki, to zrobiła mu "papa". Wilka (hau, hau!), wielkiego mrówkojada (nie wiedziałam, że są aż takie wielkie!), łosia, kolorowe papugi i wiele innych zwierząt, ale przede wszystkim dostojne żyrafy (akurat jadły w pomieszczeniu, które też było udostępnione dla zwiedzających) - wszystkie te zwierzęta były bardzo blisko i robiły wrażenie nie tylko na dzieciach, ale także na mnie. Niestety czyścili basen z uchatkami, więc tych Miła nie mogła zobaczyć. Poza tym bardzo fajny plac zabaw dla starszych dzieci. Mogłabym się przyczepić, że brakuje placu zabaw dla najmłodszych - ale to już by było zwykłe czepialstwo. Dużo ławek, miejsc, gdzie możesz przysiąść. Kawa lepsza niż we Wro. 

Być może we Wrocławskim ZOO mają więcej gatunków zwierząt - nie wiem. Na pewno będę chciała zobaczyć za jakiś czas jak wygląda po remoncie, pewnie będzie łatwiej się po nim przemieszczać. Piszę jak to jest z perspektywy wycieczki z takim maluchem, którego nie interesują motyle, rybki czy pająki. Dla mnie przyjemniej było w Opolu i gorąco zachęcam rodziców, którzy jeszcze takiej wycieczki ze swoimi pociechami nie odbyli. Jeśli macie możliwość zajrzyjcie do opolskiego ogrodu zoologicznego - skorzystajcie, póki jest fajna pogoda!







1 komentarz:

  1. Fajny wpis. Nigdy nie byłam w opolskim ZOO. Muszę to nadrobić.
    Wrocławskie ZOO faktycznie jest b.drogie. Zwłaszcza w czasie remontu, gdy część tras była niedostępna, zwierzęta ledwo widoczne, ścieżki rozjeżdżone przez samochody z budowy, pełno błota, kurzu i innych niedogodności a oni ceny podnieśli!

    OdpowiedzUsuń