Instagram -->

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Jak Wy to robicie, drogie Mamy?



Nie wiem, czy to dupowata pseudozima i fakt, że nie mogę wypuścić dziecka na plac zabaw, żeby uzewnętrzniło swój temperament biegając i turlając się w piasku. Może dlatego też jest bardziej marudna i jęcząca niż zwykle.
Do tego co chwilę łapie jakieś infekcje i jest mniej lub bardziej chora, a ja kicham i prycham zaraz za nią. Może po prostu tracę cierpliwość przez to wszystko. Baterie mi się wyczerpują dużo szybciej niż kiedyś. Wystarczy kilka słów ułożonych w złym szyku albo wypowiedzianych nie-takim tonem a ja już się jeżę i syczę. I wściekam bez powodu.

Nie ma takiej istoty na świecie, z którą mogłabym wytrzymać 24h/dobę, 7 dni w tygodniu. Ani z Marcinem, ani z Miłką, ani ze sobą nie potrafiłabym tyle czasu wytrzymać. Potrzebuję dnia dla siebie samej. Nie wieczoru - wyjście do znajomych to super opcja, czasem mi się zdarza, ale siedzenie do bardzo późna nie jest dla mnie. Wieczorem najchętniej zalegam na kanapie oglądając jakiś film z Marcinem i nie wychylając nosa spod ciepłego koca. Nie potrzebuję relaksującej kąpieli, wycieczki za miasto, wspólnych zabaw mama + tata + dziecko. Nie wystarczy mi pobiegać przez 40 minut co drugi dzień. Nie wystarczy zmienić otoczenie, pójść do babci. 

Potrzebuję całego dnia samej ze sobą. Może z książką, może u kosmetyczki, może na basenie, może u koleżanki, może na kawie, może na zakupach, może w łóżku... Byle w tym czasie, kiedy normalnie siedziałabym z dzieckiem. Dopiero wtedy poczuję, że mam dzień urlopu. Day off. 

Nie wiem, jak Wy to robicie, że dajecie radę, drogie Mamy! Może macie jakiś system? Może macie obok mamę lub teściową, która zajmie się od czasu do czasu dzieckiem. Może Wasze dzieci są mniej absorbujące (że też wymyśliłam, co? ;)). Nie chcę podnosić głosu na swoje dziecko, bo po raz pierdyliardowy muszę powtórzyć, żeby nie wylewała wody z miski psa. Przy setnym oglądaniu tej samej ilustracji w ulubionej książce zwyczajnie usypiam. Jak nic innego męczy mnie ciągłe myślenie o posiłkach i choć lubię gotować, to jak znów słyszę: co na obiad? - flaki mi się wywracają. Co na obiad? A co na pierwsze i drugie śniadanie, podwieczorek i kolację? 

Wierzę w to, że nie trzeba krzyczeć na dziecko, jednak sama ostatnio nie potrafię się powstrzymać. Mam wrażenie, że niedługo zacznę gugać zamiast mówić. Macie jakiś złotą radę? Jakiś przepis? 

5 komentarzy:

  1. Oj ja Ci nie pomogę niestety, mam to samo :( Ale chętnie przyjmę rady innych mamusiek.

    OdpowiedzUsuń
  2. witam ... u mnie to samo ... Jak przestać krzyczeć na dzieci? Wiem, że złotego środka na to pewnie nie ma ale co i jak robic zeby ograniczyc ten krzyk? BA! jak pomimo ograniczenia/powstrzymywania się od tego zeby nie wrzasnąć, nie wybuchnąć po czasie ze zdwojoną siła??? Próbuje już od kilku dobrych miesięcy i niestety udaje mi się to w niewielkim stopniu ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej Mamusie :) U mnie taka doskonala recepta na niekrzycznie jest usmiech mojego Mapetka. Raz tak sie wydarlam ( bo kaszke cala na siebie wylala) ze zrobila podkowke z ustek i nie mogla przez 15 min sie uspokoic zeby nie plakac. Od tamtego czasu nie krzycze w ogole ( no dobra moze pare razy mi sie zdarzylo ;)) ale boje sie zeby nie bylo takiej samej sytuacji. Niestety ja dnia wolnego zadnego nie mam bo moj ukochany zostaje tylko z Mapetem jak ona spi ( wtedy i ja moge wyjsc) bo stwierdza ze on nie umie karmic jej albo przewijac tak dobrze jak ja to robie, przyznam szczerze ze to taki komplement ale i szantaz emocjonalny. Niestety dziadkowie ( moi i ukochanego rodzice) mi nie pomagaja ani nikt inny wiec nauczylam sie zyc i funkcjonowac sama.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja zawsze biorę trzy głębokie oddechy albo wychodzę do drugiego pokoju i udaję, że nie wiem o co chodzi. Do tej pory działało (do tej pory to znaczy z jednym dzieckiem). Ale od tygodna jest z nami drugi maluszek, więc nie jestem pewna, czy ta metoda będzie działać...A łatwo nie jest...

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy mój maluch jest nie do zniesienia, ja zamykam się w łazience. Myję twarz, a raczej chlapie ją nerwowo wodą. Dziecko wali w drzwi jak oszalałe, ale ja nie daję za wygraną. Odczekuję jeszcze kilka minut, gdy maluch z tęsknoty się uspokaja (powiedzmy się uspokaja), wychodzę. Zawsze kończy się to stworzenie chwilowego dystansu przytulaniem. To chyba mój najlepszy sposób na moje dziecko, ale dobre też dla mnie. Stworzenie dystansu czy lekka ignorancja wprawiają go w dezorientację. Dzięki temu, czasami do końca dnia jest spokój ;)))))

    OdpowiedzUsuń