Instagram -->

niedziela, 6 września 2015

Piękne cechy dzieci, z których dorośli wyrośli.


Dzieci mają tyle pięknych cech, z których my, dorośli zwyczajnie wyrośliśmy. Choć wcale nie chciałabym przenieść się w czasie o 20 lat wstecz, to jednak pewnych cech dzieciom zazdroszczę...



Bezwzględnej szczerości.

Chciałabym czasem powiedzieć dokładnie to, co myślę, nie licząc się z tym, że ktoś pomyśli, że jestem szalona, niepoważna czy bezczelna. Na co dzień raczej uważam na słowa. Czasem jestem miła, choć wcale nie mam na to ochoty, po to tylko żeby nie robić sobie problemu lub szybko załatwić sprawę. Przy poważnych tematach ważę słowa, żeby nikogo nie urazić. Czasem naprawdę chciałabym wypluć to, co mi łazi po głowie, co nie idzie w parze z poprawnością polityczną albo taktem. Dzieci z całą pewnością nie mają z tym problemu.

Chęci do działania. 

Takiej Miłce mówię: idziemy na rower/plac zabaw/do dziadków/na lody/na spacer/nakarmić kaczki? ZAWSZE jest chętna, zawsze w pełni sił, zawsze w gotowości i pierwsza w butach stoi pod drzwiami. Ta dziecięca energia to jest jakiś kosmos, podczas gdy ja muszę wypić kawę, zjeść coś, zaplanować, spakować, z toalety skorzystać, włosy uczesać i najchętniej jeszcze jedną kawę wypić, bo dzisiaj źle spałam, do tego wcześnie wstałam, a jeszcze przecież ciśnienie niskie... Tak jest, dorośli to jednak problematyczna masa.



Śmiechu do rozpuku i radości z małych rzeczy.

Ja bardzo lubię się śmiać. Często, gdy chodzimy z Miłką na spacery śpiewamy, wygłupiamy się i śmiejemy w głos. Chyba jednak tylko dzieci tak się potrafią śmiać i cieszyć totalnie z niczego (kamyk, sznurek, bańki mydlane, miska z wodą, pies, kot, balonik, paproszek, piasek, gil w nosie i kupa w pieluszce - to jest jedna miliardowa z rzeczy, które potrafią cieszyć dzieci). W okresie dojrzewania ta piękna cecha trochę w nas gaśnie, a gdy już jesteśmy dorośli, duża część z nas w ogóle nie pamięta, jak to jest zapomnieć o wszystkich problemach i zwyczajnie śmiać się do rozpuku..

Wiary w to, że mogę wszystko.

Niby wiesz, że możesz. Niby wiesz, że warto. Niby wiesz, że jak nie zaryzykujesz to nie będziesz pić szampana... a jednak boisz się, często rezygnujesz, nie podejmujesz ryzyka, nie chcesz wyjść ze swojej strefy komfortu. A dzieci? O ile nie są stłamszone przez rodziców, o ile pozwala się im na poznawanie świata, o ile się ich nie zniechęca to są głęboko przekonane, że mogą wszystko. Serio, całym sercem zazdroszczę im tej wiary!



"Mam w nosie, co o mnie myślisz."

Choć generalnie nie mam z tym większego problemu, to czasem przychodzą takie dni, kiedy moja nadinterpretacja każdego zasłyszanego na swój temat zdania przechodzi ludzkie pojęcie. Jedyną metaforą oddającą to, co się wówczas dzieje w mojej głowie jest "z gówna dynamit". A u takiej Miłki? Ktoś jej powie, że ma brzydkie nogi (absurd jakiś, no nie?), to po tym jak jej wkładam do głowy od urodzenia, że jest najpiękniejsza na świecie, myślisz, że uwierzy? W takie głupoty wierzy się dopiero dobrych parę lat później! ;)





A Ty czego zazdrościsz swojemu dziecku? :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz