Instagram -->

wtorek, 23 września 2014

Matka Pauka Kreatywna!












Bardzo bym chciała być w tym momencie utalentowanym fotografem kulinarnym z ekstra sprzętem i móc zrobić temu co tu napichciłam tak samo smaczne zdjęcie.
Niestety. Nie  jestem ani fotografem, ani kulinarnym i nie mam super sprzętu. Postanawiam się poprawić i mocno popracować nad tym, aby moje zdjęcia były bardziej estetyczne. 

Tymczasem opiszę to, co tu namalowałam.

W lodówce nic. Często tak mam, nie robię wielkich zakupów, tylko takie na kilka dni a potem budzę się  ręką w nocniku, że wszystko co ma m to masło i mleko. A tu nie ma, że boli - dziecko głodne jeść dostać musi! Jednak ja - wieczna studentka - nauczona ciężkim życiem niedoszłej artystki (wiadomo - kiedy wypadało coś zjeść trzeba było ostatnie pieniądze wydać na farby, płótna i naturalnie - fajki, nie uwierzylibyście jaką miałam wówczas figurę!) nie daję się zwieść pozorom. Nigdy nie ma tak, że nie ma co zjeść. Zawsze można liczyć na produkty suche. 

Przypominam sobie, że mam mąkę. I jakieś jajko się ostało. No to jak mamy mąkę i jajko i mleko to jak znalazł naleśniki będą. No ok, ale o do tych naleśników? Suche dziecku dam? No w ostateczności, ale przecież nie od tego Matka Natura dała Matce Pauce tę cechę, którą zawsze wpisuję w CV - kreatywność. I nagle znajduję wokół tyle dóbr! Jagody! I tu Oda do Marcina: 

Marcinie! 
O, narzeczony mój, mój konkubencie ukochany! 
Jakże szczęśliwa jestem, że wpadłeś na pomysł zamrożenia sześciu kilogramów jagód tego lata! 
(koniec Ody)

Jagódki wsypuję do rondla, dosypuję trochę cukru (tyle, żeby zdominowały kwasotę, ale żeby nie zabiły jej całkowicie). No i masz jagódki na ciepło!

Zaraz, zaraz! Czy uchowała się jakaś resztka kakao? Jasne - ze dwie czubate łyżki będą jak nic! No a w głębi lodówki czai się używany od czasu do czasu olej kokosowy (i masło, oczywiście). Polewa więc będzie nie z tej ziemi! Do drugiego rondla wrzucam czubatą łyżeczkę oleju kokosowego i czubatą łyżkę masła. Wsypuję cukier (na oko jakieś 100 gr). Jak się troszkę rozpuści (tylko troszeczkę) wsypuję kakao i szybko mieszam trzepaczką. Chwilka i podlewam mlekiem - bardzo szybko się przypala. Tego mleka to tak troszkę. Potem drugie troszkę, ale nie za dużo, bo potem trzeba odparować, a to kupę mieszania. 

O! Jeszcze coś! Dwa jabłka i kawałek twarogu (jabłka ścieram na grubej tarce i mieszam z twarogiem - ten, który znalazłam był już ze śmietanką, więc był wilgotny). Dla równowagi z pozostałą resztą słodkich dodatków nie słodzę sera, dodaję odrobiny cynamonu (przecież jakieś przyprawy też zawsze masz w szafce!). 

No i robię, jak mama kazała: na szklankę mąki - szklanka wody (najlepiej gazowanej) i szklanka mleka, jedno jajko, szczypta soli i cukru jak kto woli. Jedno chluśnięcie olejem. Naturalnie ja nie mierzę - wszystko na oko, więc ciasto za rzadkie wychodzi. W nosie z tym, bo własnie mi nowy pomysł wpadł do głowy! Płatki owsiane (błyskawiczne) - jakaś resztka, ze dwie łyżki będzie. Mieszam, czekam. Nadal rzadkie. Płatki jaglane kupione kiedyś na próbę, nie otwarte, zapomniane. Otwieram, dosypuję ze dwie, trzy kolejne łyżki. Już lepiej. No to już wiadomo przecież, że naleśniki z tego żadne - będą placuszki. Pół łyżeczki proszku do pieczenia, odstawiam. 

Dobra, w końcu zabieram się do smażenia - nakładam łyżką na patelnię do naleśników (w końcu od tego się zaczęło) po trzy kleksy z ciasta. Rwać, smarować i maczać i zajadać!

Wyszedł z tego taki podwieczorek, że się zastanawiam, czy to nie był obiad bardziej. 
Takie rzeczy to tylko na spontanie! ;)































___________________________________________________________________________
Edycja. 
Ja tu piszę sobie post, a moja córka tymczasem postanowiła w pojedynkę dokończyć jedzenie...








6 komentarzy:

  1. tak jest- Brudne dziecko to szczęśliwe dziecko ;) no i najedzone oczywiście! Na zdrówko Maleństwo ;)

    ps. narobiłaś smaka na jagody! a tu 21.17 a ja na wiosce bez otwartego sklepu:(

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem, czy jagody gdzieś znajdziesz jeszcze, nawet w otwartym sklepie (już dawno po sezonie), ale boróweczki też są pycha. Borówki jem surowe, bo lubię ich konsystencję :)

    OdpowiedzUsuń
  3. matko! a ja myslalam, ze moje sie brudzi, jak je:)

    OdpowiedzUsuń
  4. O matko!! Jakiś jagodowy potwór Ci się zalęgł w kuchni, uciekaj!! ;-)

    OdpowiedzUsuń