Instagram -->

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Jak z bicza strzelił.



Że grudzień jest miesiącem innym niż wszystkie już kiedyś pisałam TUTAJ. Już po świętach i chociaż były udane, to cieszę się, że już się skończyły.

Cieszę się także, że za kilka dni koniec roku. Końcówka grudnia każe nam się pogodzić z tym co było i jednocześnie otworzyć na to, co będzie. Zacieram ręce na myśl o nowych postanowieniach i planach. Jeszcze sama je sobie muszę dokładnie sprecyzować, zanotować w jakimś tajnym notesie, recytować przed snem, wbić do głowy i (może niekoniecznie po trupach) dążyć do celu. Nie napiszę tutaj co nim jest w szczególe, bo nie lubię rzucać słów na wiatr. Po co się później głupio tłumaczyć, jeśli coś pójdzie nie tak (zakładam taką możliwość, jestem realistką). 

Dzisiaj jednak chciałam napisać o tym, wokół czego kręcił się mój świat w 2014 roku.

Oczywiście Miłka. Nasze pierwsze i póki co ostatnie dziecko. Nie będę bajerować, że nie oszalałam na jej punkcie. Rok 2014 był nasycony emocjami po brzegi: pierwsze "poważne" posiłki, pierwsze świadome "mama" i "tata", pierwsze konkretne zabawki, w końcu pierwsze kroki, pierwsze urodziny, pierwsze słowa, pierwsza opalenizna, lato w basenie (to nic, że takim o średnicy 70 cm - liczy się? liczy!), pierwszy zestaw do piaskownicy i "babko, babko, udaj się!", pierwszy (i oby ostatni) pobyt w szpitalu, pierwsza poważna podróż (samolotem!), pierwszy raz w żłobku. Zaczął się zabawą w układanie (przez nas) klocków i ich burzeniem (przez Miłkę), a kończy na samodzielnej zabawie Lego i gotowaniem na niby w mini-kuchni. Ten rok upłynął pod znakiem nieustających wrażeń i kończy się apetytem na więcej.

Zaczęłam pisać bloga. Troszkę żałuję, że tak późno, ale wkręciłam się. Podoba  mi się to, chcę więcej. Coraz częściej dajecie mi znaki, że Wam też się podoba, że fajnie się czyta, co mnie ogromnie cieszy! Mam ambicję, żeby było lepiej, przyjemniej i ładniej. Pożyjemy, zobaczymy... ;)

Mocno przeżywałam wyjazd z Miłką do Włoch. Najpierw długo się zastanawialiśmy nad terminem, potem stanęło pod znakiem zapytania w jakim składzie będziemy jechać, a na koniec była gorączka przygotowań i moje obawy jak dziecko zniesie podróż samolotem. Miłka okazała się cierpliwą i grzeczną pasażerką oraz świetną turystką. Mam ogromną chrapkę na małe i duże wojaże z dzieckiem w nadchodzącym roku.

Pod koniec roku zaczęłam swoją przygodę z bieganiem i zaskakujące jest to, że jeszcze się nie zraziłam! (Pisałam o tym TUTAJ). Co więcej - podoba mi się! W nowym roku zakładam sporo pracy nad sobą - nad swoim ciężkim charakterem, nad swoim (muszę pisać, że ciężkim?) ciałem. W zdrowym ciele, zdrowy duch, nie ma co się czarować!

Odsyłam Was do jak najbardziej szczerych i aktualnych życzeń świąteczno-noworocznych, które składałam już TUTAJ. Dodam jeszcze równie szczere dwa słowa.

ŻYCZĘ CI MNIEJ.
Mniej zmartwień. Mniej bałaganu. Mniej płaczu i wrzasku (także Twojego). Mniej chorób. Mniej stresu. Mniej kilogramów. Mniej narzekania. Mniej kłótni. Mniejszych rachunków.

:*





4 komentarze:

  1. cos dla mnie ... mniej narzekania. ;) Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha a dla mnie najbardziej: mniej bałaganu i mniej kilogramów :P

      Usuń
  2. Dzięki i tobie również, a przede wszystkim zadowolenia i sukcesów na blogu. U nas niestety część z życzeń się nie spełni, ale może za rok ;-) ;-P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no coś Ty! Chyba, że o rachunki chodzi! ;)

      i dziękuję ;)

      Usuń