Instagram -->

niedziela, 2 listopada 2014

Nie jestem eko-świrem.



Nie jestem mistrzem ekologii. Nie jestem eko-świrem. Nie zamieniłam wszystkich kosmetyków na te ekologiczne, organiczne. Moje dziecko nosi zwykłe pampersy, nie pieluszki wielorazowe. Nie zawsze używam materiałów nadających się do recyklingu. Często wychodząc z domu zapominam zabrać materiałową torbę na zakupy, muszę brać foliowe siatki w sklepie i...

zawsze się na siebie wściekam! Bo wbić sobie do głowy, że wychodząc z domu mam zabrać torbę na zakupy to jest wielkie NIC dla mnie, a jednak ciągle zapominam! Dla mnie to NIC, a jak dużo dla naszej małej planetki! Mogłabym robić dużo więcej i powoli, powoli robię.

Od lat marzę o domu pasywnym, ekologicznym, samowystarczalnym, niezależnym. Kiedyś na pewno w takim zamieszkamy, ale zanim to się stanie mogę zmienić tak wiele w swoim życiu na lepsze! Uważam właśnie, że życie w zgodzie z ideą ekologii to zmiana poziomu życia. Zadbanie o siebie i innych, o to, co nas otacza, o przyszłość naszych dzieci. W końcu nam, rodzicom powinno na tym najbardziej zależeć. Przecież chcemy, żeby nasze dzieci mogły korzystać z łona natury, tak jak my mogliśmy z niego korzystać "za łebka".

Czym oprócz oszczędnością wody, segregacją śmieci, zmianą żarówek na energooszczędne, używaniem kosmetyków ekologicznych jest dla mnie ekologia? 

Sezonowością. Duży nacisk kładę na jedzenie tego, co akurat natura ma najlepsze. Mam to szczęście, że w sezonie letnim i wczesnojesiennym dostaję sporo jarzyn i owoców z ogródka dziadków (o czym już kiedyś pisałam TUTAJ). To nic, że marchewka nie zawsze jest idealnie pomarańczowa i ma często dziwny kształt - cholera wie jak ją obrać, więc ja nie obieram tylko dokładnie myję i z tą korzenną "skórką" gotuję. W tym roku nawet sobie trochę jarzyn z działki pokrojonych, poporcjowanych w gotowe, rosołowe mieszanki zamroziłam. Ponadto kocham pomidory moich dziadków! Niestety często są atakowane przez różne szkodniki i dziadkowie do niedawna pryskali je chemicznymi środkami. Od paru lat kupuję im ekologiczny oprysk i wszyscy mają czyste sumienie.

Kupowaniem rzeczy używanych. Nie, nie jestem typem osoby, która ubiera się wyłącznie w lumpach. Wręcz niezbyt często. Jednak uważam, że kupienie niezniszczonych Levisów w lumpie nawet za kilkadziesiąt złotych jest dużo lepszym pomysłem niż kupienie za tę samą cenę nowych dżinów stylizowanych na Levisy w podrzędnej sieciówce. Z całą pewnością posłużą dobrych kilka lat, podczas gdy  o sieciówkowych za kilka miesięcy zapomnisz, albo wyrzucisz, bo się zniszczą. Nie wstydzę się też powiedzieć, że część ubranek Miłki też jest kupionych przeze mnie w secondhandach. Wyprane, wyprasowane niczym się nie różnią od tych, które dostałabym po kimś.

Rzeczy z odzysku - poza odzieżą. Kupione, czy nie kupione. Mam w domu dwie, superpojemne, ładne, drewniane komody i również drewniany stolik kawowy. Meble te pomalowane w jakieś koszmarne kolory zostały wystawione do wyrzucenia przed jednym z domków mieszkalnych we Wrocławiu. Jak odkryłam, że to drewno zapytałam, czy mogę je przygarnąć i tak się stało. Wystarczyło je wyszlifować (ok, było przy tym sporo zachodu, bo warstwa farby była gruba) i pomalować lakierem. Teraz szybko na śmietniku nie wylądują.

SWAP PARTY. Imprezy często gęsto organizowane w większych miastach. W moim miasteczku od czasu do czasu organizuje je Alicja Igielska (troszkę było o niej TUTAJ, organizowała również TO wydarzenie). Polegają one na wymianie używanych, zalegających w domu rzeczy (najczęściej odzieży, ale nie tylko - książki, filmy i cały balast, który jesteś w stanie ze sobą zabrać) na inne. Tym samym zdobyłam kilka perełek, które uwielbiam nosić.

Co się jeszcze tyczy odzieży - szyję i przerabiam. Od jakiegoś czasu mam maszynę do szycia. Nie jestem mistrzem krawiectwa - wykrajać w zasadzie nie potrafię wcale, szyć tylko najprostsze rzeczy. Jednak z ubrań, w których nie chodzę - głównie koszulek - od czasu do czasu (chciałabym częściej) szyję koszulki dla Miłki. Polega to na tym, że kładę na swojej koszulce jej koszulkę, wykrawam i zszywam co wykroiłam. Co z tego, że nie zawsze jest równo? Recykling, redesign i reaktywacja w jednym. Ale co najważniejsze - moja gigantyczna satysfakcja! Na zdjęciach Miłka jest w tuniczkach uszytych właśnie ze starych koszulek.

Kupowaniem z głową. Ciągle się tego uczę. Zrobić listę i dopiero na zakupy. Przemyśleć zakupy, zaplanować. Trzeba poświęcić na to trochę czasu? Pomyśl, ile go zaoszczędzę robiąc zakupy zaplanowane niż idąc na żywioł i błąkając się po sklepach. Nie jestem też fanką łapania promocji w supermarketach. Ok, jeśli jest to "grubsza" sprawa, typu pampersy to jasne. Nie biegnę  jednak do sklepu, do którego nie jest mi po drodze, bo tam mają dzisiaj pomidory tańsze o 50 gr. Strata czasu i często kasy (na paliwo).

Używanie kosmetyków "domowej roboty". Czyli robione przeze mnie maseczki i peelingi z  kawy, warzyw, owoców, olejów, miodu itd. Eko, zdrowo, przyjemnie i satysfakcja murowana! Chciałabym to robić częściej i dzięki temu wyeliminować część gotowych kosmetyków z drogerii (tym samym zamienić je na lepsze, bardziej naturalne i ekologiczne).

Nie jestem mistrzem ekologii - chociaż chciałabym być. Nie jestem eko-świrem, chociaż być może za jakiś czas nim się stanę. A na następnym dziecku chciałabym przetestować pieluchy wielorazowe... ;)

Czy Wy macie bzika na punkcie ekologii? Macie jakieś sposoby na dbanie o środowisko? Czekam na jakieś ciekawe podpowiedzi!

____________________________________________________________________________
Przy okazji polecę fajnego ekobloga, do którego sama chętnie zaglądam: MO Bloguje.



2 komentarze: