Niezbyt długo jestem w całym tym świecie blogosfery, także jako czytelniczka. Jeśli chodzi o blogi rodzicielskie, czy jak kto woli - parentingowe - zauważam pewien podział wymuszony raczej przez same blogerki.
Jedne piszą, że mają dość czytania o słodkim macierzyństwie, przekolorowanym, różowym, zawsze pachnącym, pięknym i magicznym - piszą więc o ciemnej mocy stronie, o obsranych pieluchach, o tym, że dzieci je wkurzają, że obiadu nie zrobiły, że puszczają im nerwy. O ile są pisane z jajem lub pazurem - czasem czytam.
Drugie mają dość "odczarowywania" macierzyństwa, piszą więc o tym jakie mają wspaniałe pociechy, jak się świetnie z nimi bawią, ile dobrych mocy uwalnia w nich dziecko, ile energii dodaje, że chce się im działać, jaki świat staje się lepszy i piękniejszy z dnia na dzień, zamieszczają piękne zdjęcia swoich dzieci, w pięknych okolicznościach, w pięknych wnętrzach i na łonie natury. Na te wchodzę, bo są bardzo inspirujące. Choć zbyt perfekcyjne i zasypane samymi drogimi ciuszkami dla dzieci są dla mnie nużące i trochę wkurzają, bo przecież każda z nas chciałaby móc ubrać dziecko w najlepsze, najnowsze i z najwyższej półki.
Wszystko wskazuje na to, że zostałam wrzucona do tego pierwszego wora (no, w końcu napisałam TEN POST). Tymczasem ja o sobie myślę inaczej. Ja myślę, że jestem człowiekiem i daję sobie prawo do gorszych dni. Czerpię z tego, co w macierzyństwie najlepsze, co nie zmienia faktu, że czasami mam dość.
I chcę upiększać sobie i swojej rodzinie życie, robić piękne girlandy, wieszać je w całym domu, urządzać dziecku pokój i robić temu wszystkiemu zdjęcia. Chcę gotować najlepiej jak potrafię i dlatego od czasu do czasu pojawiają się przepisy na to, co lubię zjeść. Lubię czasem zmotywować siebie i mam nadzieję kogoś jeszcze i dlatego piszę o próbach zaprzyjaźnienia się z bieganiem. Chcę, aby moje słowa nie przechodziły obok Ciebie obojętnie, dlatego czasem piszę tak bardzo ze środka, że aż się rumienię, tutaj też. Chcę się dzielić szczęściem i fajnie, jeśli Ty podzielisz się nim ze mną. Chcę, żebyś wiedziała, że dziecko nie musi ograniczać. Że zmieniło moje życie na lepsze, wbrew pozorom przyniosło też spokój. Że jest fantastycznym motorem napędowym, żeby robić więcej. Wycieczka do ZOO nabiera innego znaczenia, gdy obserwuję jak na widok żyrafy opada mojej córce szczęka. Co więcej? Widok mojego dziecka upaćkanego w jedzeniu rozczula mnie nieustannie!
ALE
Jestem kobietą, a kobieta zmienną bywa. I czasem jak mnie coś wkurwi, to o tym też napiszę. A nie lubię się wkurwiać zbyt długo, więc wolę coś obśmiać, także siebie samą. A potem się jeszcze śmieję, śmieję i śmieję. I czasem - serio - no, nie chce mi się gadać o dzieciach i wówczas lubię pomyśleć tylko o sobie.
I tak się zastanawiam: czy ja faktycznie jestem jakaś dziwna? Czy macierzyństwo to kwestia czarnego lub białego? Śmierdząca kupa kontra śliczne malusie palusie? Serio? To wszystko tak przypadkiem nie idzie razem w parze? Helooooooooooł!!!*
*Ale nie wiem - mogę się mylić, bo jak mówiłam - niezbyt długo jestem w tej całej blogosferze.
jak dla mnie to piszesz o rzeczywistości, sa lepsze i gorsze dni, ale to pokazuje że nie zawsze macierzyństwo jest piękne ( kurna chwila spokoju sie czasem przyda!) ale też że niema nic piękniejszego od tego :)
OdpowiedzUsuńDlatego ja wole czytać Ciebie bo przynajmniej wiem czego mogę się spodziewać hahaha :D
a jak czytam te cudne wspaniałe notki z super ciuszkami ale ekstra dodatkami to mam dość tęsknie za czasami gdy każdy miał to samo ( prl górą! <- joke) :P
dobrze że dostane masę ciuchów po dzieciach koleżanek bo nie wyrobiłabym :D
ja też dostałam tyle ciuchów zanim Mała się urodziła, że jakbym miała to wszystko kupić to bym wydała prawdziwą fortunę. Ale wiesz - chciałoby sie kupić dziecku kilka kiecek dobrej firmy, z niesztampowym wzorem w świetnej jakości - od czasu do czasu można się szarpnąć. Większość rzeczy, które kupuję Miłce jest z sieciówek. Jedne są droższe, inne tańsze. Wyczaiłam, które sieciówy mi odpowiadają jakościowo, a które mam omijać łukiem, choć moim małym marzeniem jest, żeby choć połowa z ubrań mojej córy (zresztą moich też) były kupione od małych, polskich firm, które stawiają na jakość tkaniny, porządny wykrój i staranne uszycie. Bryknę się na jakieś targi tekstylne do Wrocławia, popatrzę, pomacam i może się obkupię. ;) Ale to chyba temat na osobny post ;)
UsuńNo ja niestety nie miałam od kogo dostać, więc kompletowanie wyprawki porządnie daje mi w kość. Jestem z tych, dla których śpiochy za stówę to słaby żart :) Ale tutaj nie zazdroszczę toksycznie, tylko fajnie, że u innych można podejrzeć te przesłodkie kompozycje: ciuszek, paluszek, super design pokoiczku. Zawsze ktoś będzie miał więcej, ładniejsze bądź droższe. Ale dzieci są wszystkie takie same! Więc każdy ma też kupę! :), ale nie każdy o tym potrafi mówić :)
UsuńNapisałam dość długi komentarz ale gdzieś uciekł :/ więc od początku ... Czy macierzyństwo polega tylko na lukrowaniu lub nie lubieniu tej roli ? Moim zdaniem jest to misz-masz sytuacji i emocji, są chwile euforii a są też chwile zmęczenia i złości. Osobiście lubie czytać twój blog, ponieważ sama będę mama za miesiąc i dzieki twoim wpisom wiem że jak opadne z sił to, to będzie normalne, nie oznacza że będę złą matką. Bo inne mamy na blogach pisza tylko o wspaniałościach a ja tu nie daje rady. Więc pisz jak najwięcej i jak najdłużej! A co do lukierkowych blogów, lubie do nich zaglądać po inspiracje, ale jakoś nie czytam z zapartym tchem. Akurat dla mnie kupowanie sukienki dla dziecka za 200zl ktorą będzie nosiło dwa miesiące, mija sie z celem (choć osobiście mnie stać na takie fanaberie) ale większą frajde sprawia mi znajdywanie czegoś podobnego za bez cen, bo i tak można. Ale trzeba podkraść pomysł!
OdpowiedzUsuńGdzieś wcięło mój komentarz :( więc jeszcze raz:
OdpowiedzUsuńZdarza mi się wchodzi na te "landrynkowe" blogi o macierzyństwie, pomimo tego, że nie jestem jeszcze mamą. I szczerze mnie to przeraża, ta cała nagonka, aby mieć najlepsze, być perfekcyjną mamuśką itd. Gdy czytam Twój to się uspakajam i jestem chyba gotowa na nadejście dziecka, nie muszę być idealna.
lejesz miód na moje serce! landrynkowe lubię oglądać, żeby coś podejrzeć ciekawego, ale rzadko je czytam :)
UsuńA mnie się podoba jak piszesz, Tak jak sama napisałaś kobieta zmienną jest i masz prawo na swoim blogu pisać co ci się podoba czy się to komuś podoba czy nie.
OdpowiedzUsuńJa trzymam kciuki za Twoje blogowanie bo jestem twoim nowym czytelnikiem i LUBIE TO